122. Inuvik – odpoczynek…

122 dzień wyprawy

Budzimy się rano w hotelu około 9.00 Jezu… jak dobrze. To nasz pierwszy hotel od czasu kiedy opuściliśmy Meksyk. Ba… to nasze pierwsze łóżko, od kiedy opóśliliśmy Meksyk. Nawet nie chce się liczyć ile to trwało. Ale jak to Mama mówi, nie oszczędzajcie na sobie, należy się Wam i takie tam różne, które pozwalają nam zrozumieć, że wydać 110 USD na hotel w Inuvik, zwłaszcza jak się trochę człowiek poczuł nie najlepiej gastrycznie…

Dziś spędzamy dzień w łóżku.

121. Tuktoyaktuk zdobyty

121 dzień wyprawy

Dzień dziś wyjątkowy. Rano opuściliśmy Tuktoyaktuk, a raczej wcześnie w nocy, a może wceśnie rano. Ale od początku… Wczoraj przyjechaliśmy bardzo późno, oczywiście było jasno, słońce w rozkwicie cały czas, to nic, ze 22 czy 23.

Na końcu cypla, tam gdzie kończy się droga, gdzie piękny znak Arctic Ocean, dojechaliśmy, wykończeni i zmęczeni, ale przeszczęśliwi.

120. Dojeżdżamy do Inuvik

120 dzień wyprawy

Wstajemy skoro świt, bo chcemy wcześnie rano zaliczyć przeprawy promowe, które nas czekają. Pierwsza to Peel River, krótka, może 5 minutowa. Druga, za kolejne 70 km – na rzece Mackenzie, znacznie szerszej i o bardziej wartkim nurcie.

Za pierwszą przeprawą, Peel River, znajduje się mała osada Fort Mcpherson, to miejsce gdzie mieszkają „pierwsi osadnicy”, albo „pierwsze narody” czyli po dawnemu Indianie.

119. Urokliwe Dempster Highway, tylko te komary…

119 dzień wyprawy

Wstajemy w miarę wcześnie. Rano także dosyć sporo komarów. Próbujemy jakieś śniadanie zjeść nie jest to jednak łatwe, rezygnujemy szybko ze stania w tym miejscu i ruszamy. Przed nami kolejne wiele kilometrów. Nie ma nic. Na mapce turystycznej niby oznakowane kolejne punkty widokowe i miejsca do kempingowania, a raczej do postoju…Dookoło trochę karłowatych lasów, trochę gór, które z czasem zaczynają się wypłaszać.

118. Wjeżdżamy na Dempster Highway!!!

118 dzień wyprawy

Kolejne kilometry dojazdu do drogi Dempster  Highway. W niecałe 120 km pokonujemy dystans jaki dzieli nas od junctions, czyli skrzyżowania z „naszą” docelową drogą. Około południa wjeżdżamy wreszcie na naszą pierwszą ostatnią prostą do morza arktycznego, Do Tuktuyaktak jakieś 900 km… do Inuvik 736 km… Wjeżdżamy i czujemy ekscytację wielką, bo oto jesteśmy już bardzo blisko zrealizowania naszego pierwszego celu w tej podróży… Już za chwileczkę będziemy na ostatniej prostej do naszego pierwszego głównego celu tej wyprawy.

116. Witamy w Whitehorse

116 dzień podróży

Dojechaliśmy wczoraj do Whitehoarse, nakupowaliśmy uszczelek w mieście, zakleiliśmy szpary, spotkaliśmy dziewczyny Całkiem miły wieczór, gorąco, spontanicznie, trochę wina.

A pozatym wieczorem burza niewielka, ale za to bardzo fajnie się ochłodziło.

Wiele czasu spędziliśmy w Walmarcie, a potem pod Canadian Store, by najpierw zadobyć zestaw uszczelek, a potem je wykleić… Przy okazji kupiliśmy repelent i siatkę na głowę.

115 Komary w Kanadzie czyli jak przeżyć na Yukonie

115 dzień podróży

Noc tragiczna. Cały wieczór i noc tragiczna po prostu. Pełna walki z komarami, pomstowania na niekończący się dzień, który powoduje jakby człowiek miał cały czas jetlag, a do tego jeszcze nieszczelności, dziurki, otwory Defendera powodują to, że wczoraj Krzysiek (i ja zresztą też ) mięsem rzucał na wszystkie strony obiecując Defenderowi, że pójdzie do pierwszego człowieka który go będzie chciał kupić, albo wręcz w ogóle pójdzie na złom.

114. Muncho Lake czyli jest idyllicznie

114 dzień podróży

Poranek nad Muncho Lake po spokojnej nocy był przyjemny i prawie idylliczny. Po porannej kawie z widokiem na jezioro i otoczające je góry zjedliśmy śniadanko, ryż na mleku, banany orzeszki. Mogliśmy obserwować startujący z wody samolot. Nieopodal naszego miejsca noclegu znajduje się bowiem ośrodek wypoczynkowy/camping i ten sposób jest najłatwiejszy do komunikacji ze światem.

113. Fort Nelson czyli jak spotkaliśmy Polaka w małym miasteczku

113 dzień podróży

Wczoraj wyszły nici z basenu. Za to spotkaliśmy trzech Polaków. Ale może od początku. Jak Krzysiek zaczął uszczelniać tylne drzwi, by komary nie przeciskały się przez szparę pomiędzy uszczelką a drzwiami, dodatkowo jeszcze zabrał się za przesmarowanie kalamitek, a potem zajrzał pod maskę i ku jemu zirytowaniu (to ładne słowo eufemizujące wkurzenie), okazało się, ze z sklejanego kilka tygodni temu broka, znowu sączy się płyn chłodniczy.