Chile – sto pierwszy dzień wyprawy

Drugi raz w Chile. To był najbardziej stresujący wjazd, jaki sobie mogłam wyobrazić. Niby widziałam na mapie, że są jakieś serpentyny. Niby widziałam, że trzeba z 4300 m n.p.m. zjechać na przynajmniej 1000 m n.p.m. w ciągu 5-10 minut początkowego odcinka trzeba było zjechać najgorsze kilkanaście kilometrów w mojej „karierze motocyklowej” co prawda mój mąż mówi, ze to najpiękniejsza droga, którą jechał do tej pory na motorze, ale we mnie odezwał się z siłą wodospadu wielki lęk wysokości i przez prawie 10 minut nic się nie dało z nim zrobić.