Argentyna – Dzień 141

Dzień sto czterdziesty pierwszy 11.02.2019

Wchodzimy na wulkan Nahuel Pan. To jest dopiero wyzwanie. Po pierwsze dlatego, że dziś poniedziałek. Wolny dzień. Dla naszych gospodarzy. To oznacza, że wczorajsze nocne Polaków rozmowy przeciągnęły się prawie w nieskończoność. A plan na dzisiaj był bardzo ambitny – wdrapać się na Nahuel Pan.

nauel pan 1

Nie było to takie całkiem proste. Po pierwsze dlatego, ze ten wysoki Wulkan, czy górę, jak kto woli, bo wulkan podobno uśpiony od bardzo dawna, ma 2150 m.n.p.m.

to raz. po drugie dookoła góry są same prywatne tereny, zwykle duże gospodarstwa, gdzie zanim dotrzesz o domu gospodarzy musisz się przedzierać przez stado psów (a po naszych doświadczeniach z psami, trochę nie mamy ochoty). Na szczęście jedziemy z Jackiem, on trochę drogę zna.. podpyta tu i tam i mamy sprawę częściowo rozwiazaną. ZOstawiamy na podwórku u babci samochód i ruszamy pod górę.

nauel pan 4

Najpierw, niby spokojnie, idziemy pod górę idziemy, góra jest coraz bardziej stroma, wiele traw, wielkich kęp kolczastych roślin. Później niby szlak zamienia się w dostyć gęsty las, gdzie powalone drzewa próbują uniemożliwić nam dalszą wspinaczkę. Las oczywiście nie rośnie po prostu na płaskim terenie, tylko cały czas trzeba wdrapywać się w górę.

dav

Na trzech członków ekspedycji, jeden jęczy, marudzi, sieje defetyzm, wymyśla, że nie wejdziemy. Kiedy więc wychodzimy na w kolejne wzniesienie, gdzie kończy się las, a zaczynają skały, widać jak na dłoni Nahuel Pan i jego ośnieżone zbocza, wiemy już, że dalej nie pójdziemy. Może dlatego że jest trochę późno, może dlatego, że zdajemy sobie sprawę, że minimum 4 godziny na szczyt. A szczyt widać, gołym okiem. Kusi, woła, zachęca. Jacek pyta mnie: nie wstydzisz się, ze nie idziesz dalej :). Odpowiadam, ze bardzo, ale muszę zostać z mężem, bo on dalej nie pójdzie.

dav

I tak, połowicznym sukcesem (wytyczenia trasy i założenia pierwszego obozu) kończy się nasza wyprawa na wulkan Nahuel Pan. Inną drogą schodzimy. Najpierw gęste kępy krzaczastych i kolczastych traw, później piach i kamienia wśród drzew, całych powykręcanych od wiatru.

naule pan 3

Ale wrażenia, pewna nawet satysfakcja, ze podjęliśmy próbę, to rzeczywiście przyjemne uczucia.

U babci jest jej córka. Chwilę siadamy, pijemy Yerba Mate i jesteśmy poczęstowani domowym chlebem (bez drożdzy, bez zakwasu), bardzo dobrym w smaku. Zupełnie nie podobnym do tutejszych nieco słodkich bułek.

naule pan 5

Wieczorem padamy jak kawki. Pomimo zaproszenia nie jesteśmy w stanie dokończyć Polaków nocnych rozmów…

jutro…