Argentyna – Dzień 143

Dzień sto czterdziesty trzeci 13.02.2019

Wyjeżdżamy z Esaquel. Po czternastu dniach… Wylewne pożegnanie nie ułatwiało nam decyzji o wyjeździe, pomimo, że przekładaliśmy nasz wyjazd z dnia na dzień, zew przygody nas wezwał. Dziękujemy za możliwość odpoczęcia i zebrania sił.

lago 7

Dziś odwiedzamy Park Narodowy Los Alerces.  Na 263 000 hektarach umiejscowione są najładniejsze widoki w  prowincji Chubut. Park ze względu na swoją unikalną wartość głównie czystej natury, jest wpisany na światową listę dziedzictwa Narodowego Unesco. W parku można spotkać cyprys patagoński.

lago 6

Pojechaliśmy drogą 71 w kierunku parku Los Alerces, i już na wjeździe byliśmy lżejsi o 350 peso od osoby.. I pomimo, że nas to już nie dziwi, ze obcokrajowcy płącą więcej niż lokalni, to i tak nas to wkurza.

Aby wykorzystać w całości zainwestowane środki  zrobiliśmy trekking w pierwszej lokalizacji. Zwiedziliśmy jaskinię i malowidła datowane na ponad VII wiek przed naszą erą. Sporych rozmiarów skała, na któ®ą się wspięliśmy, umożliwiła nam podziwianie jeziora Lago Futalaufquen.

Bogatni o wiedzę uzyskaną w informacji turystycznej, zapuściliśmy się w głab parku , wzdłuż wschodniego brzegu jeziora. Droga tradycyjnie zmieniła się z asfaltowej na szutrową i miejscami przypominała trudne odcinki carretera Austral w Chile. PO kiludziesięciu kilometrach dojechaliśmy do parkingu (kolejne 50 peso za godzinę!) gdzie zostawiliśmy samochod i poszliśmy zobaczyć Puerto Chucao, Droga do niego prowadzi obok Laguna Verde przez malowniczy most na rzece Rio Arrayanes.

lago 8

Pomimo, że znaki informacyjne w parku przestrzegają przez przemierzaniem samotnie ścieżek, gdyż grozi to spotkaniem pumy, traktujemy to trochę z przymróżeniem oka i zapuszczamy się wąską scieżką wzdłuż stromych brzegów jeziora Lago Menedez. Na wszelki wypadek biorę gruby kij do obrony żony. Przystań w porcie jest już zamknieta, przyjechaliśmy trochę późno. Widać jednak w oddali sporóą łódź, którą można wybrać się na drugi brzeg jeziora, na trekking do lodowca Torrecillas. Decydujemy się wrócić na parking alternatywną drogą, która przysparza nam lekkiego dreszczu, rozwidlając się w kilku miejscach bez oznaczenia kierunku. Nauczeni jednak doświadczeniem i kierowani instynktem po przeanalizowaniu układu gór i kirunku marszu, dochodzimy do znanego nam wiszącego mostu od drugiej strony… Trekking obliczony na 45 minut, zakończył się po półtorej godziny.

dav

Mocno zgłodniali zjeżdżamy na brzeg jeziora Lago Rivadavia. Okazało się, ze jest to miejsce, gdzie rezydują strażnicy parku (tuż obok w niewielkim domu). W trakcie posiłku (pyszne spaghetti) przyjeżdża samochodem przemiła pani, która pozwala zjeść, ale spać to już nie. Szkoda, bo miejsce jest bardzo urokliwe, z niewielkim molo i dużą ilością małych muszek. Podziwiamy jeszcze zachodzące słońce i zmieniamy miejsce. Camping, położony parę kilometrów  dalej okazuje się zdominowani przez niemiecką załogę i po kilkunastu kilometrach, za Chochilla, znajdujemy tuż nad rzeką wspaniałe miejsce na nocleg.