Argentyna – pięćdziesiąty czwarty dzień wyprawy

Wyruszyliśmy rano z Claromeco, z gościnnego domu Laury i jej męża Waltera. Chcieliśmy zgodnie z planem  wyjechać o 8.30 i prawie nam się to udało. Chociaż noc była krótka, bo dosyć długo siedzieliśmy przy asado z gośćmi.

Niestety już po 30 km staliśmy w polu naprawiając po raz kolejny nasz motocykl. Jak się okazało założony zapobiegliwie dodatkowy filtr paliwa, blokował jego przepływ i silnik nie chciał pracować. Całe szczęście, ze to tylko taka awaria, a nic bardziej poważnego. Małymi skokami po kilkanaście kilometrów przesuwaliśmy się z powrotem w kierunku Tres Arroyes do warsztatu, w którym byliśmy wczoraj. Mechanik bez większych problemów usunął filtr, pozbywając nas kłopotu. Jak widać temu modelowi motocykla w zupełności wystarczają małe filtry fabrycznie wbudowane. Z gościnnego Tres Arroyes ufni, ze nasz motocykl nie będzie więcej sprawiał kłopotów ruszyliśmy do Bahia Blanca. Do przejechania dzisiaj jak się okaże później mieliśmy rekordowe 450 km. Był to najdłuższy jak do tej pory przejazd, odkąd ruszyliśmy z Montevideo. Człowiekowi żyjącemu w Europie, trudo jest sobie wyobrazić ogromne odległości pomiędzy poszczególnymi miastami. Jest to niewyobrażalna przestrzeń do pokonania.  Droga ciągnie się po horyzont bez zakrętu. Pofałdowanie terenu jest niewielkie, a po obu stronach nie ma nic oprócz Pampy…