Argentyna – sto siedemdziesiąty siódmy dzień wyprawy

Prognozy pogody na dziś zapowiadały deszcze. Całe szczęście rano pomimo sporej ilości chmur nie padało. Cristian, mąż właścicielki hoteliku gdzie jesteśmy przynosi nam małe śniadanie. Sami robimy sobie kawę, oraz zsiadłe mleko dla mojej piękniejszej połowy. Cały czas mamy ze sobą i zakwaszamy mleko „robaczkami” od Gali. Po śniadaniu decydujemy się wykorzystać kolejny dzień ładnej pogody i ruszamy ponownie oglądać wodospady Iguazu. Tym razem z Brazylijskiej strony. Na ulicy łapiemy autobus z napisem Foz do Iguacu i jedziemy na granicę. Samo łapanie autobusów jest w Argentynie bardzo proste. Wystarczy pomachać ręką. Przystanki owszem są, ale nie są jedynymi miejscami gdzie staja autobusy. Jedziemy więc kilkanaście minut, a następnie ze wszystkimi pasażerami wysiadamy do argentyńskiej kontroli granicznej. Podajemy paszporty w dwóch osobnych okienkach. Ja po chwili przechodzę dalej z pieczątką wyjazdową, a moja żona ma problemy… Zostaje aresztowana, żartuje! Jest jakiś kłopot, bo pomimo posiadania pieczątki wjazdowej do Argentyny z 29 maja, pani w okienku nie może znaleźć tego w systemie. Oddaje gdzieś paszport do kierownika, a sama wychodzi kończąc pracę bez słowa. Trochę stresująca sytuacja. Autobus już nam uciekł, bo przecież nie będzie czekał, a my stoimy i czekamy na wyjaśnienie sprawy. Całe szczęście po kilkunastu minutach wszystko jest OK. Znaleźli w systemie potrzebne dane i możemy jechać. Niestety nie ma czym. Aby nie tracić czasu decydujemy się na taxi. Podwozi nas do bramy wejściowej do wodospadów i ma po nas wrócić za kilka godzin.

Kupujemy bilety za 49 Reali od osoby. Znowu cena jest ponad dwukrotnie wyższa dla obcokrajowców. Trudno mi zrozumieć tą politykę, ale co zrobić. Płacimy i wchodzimy. A właściwie wjeżdżamy, bo trzeba jeszcze kilka kilometrów dojechać autobusem (wliczonym w cenę) w pobliże wodospadów. Wysiadamy na przedostatnim przystanku i przechodzimy na pierwszy taras widokowy. Już z pewnej odległości, jeszcze przez gałęzie drzew widzimy ich ogrom. Jest takie powiedzenie dotyczące wodospadów Iguazu, że Argentyna je posiada, a Brazylia ma na nie widok.

SONY DSC

Coś w tym jest, sami mamy okazję tego doświadczyć. Naszym oczom ukazuje się ogromny i imponujący obraz. Mamy świadomość, że jest to nie codzienny widok i zostanie w naszej pamięci na długo. Niezliczone pomniejsze kaskady spadają pomiędzy drzewami z wysokości kilkudziesięciu metrów.

SONY DSC

Tworząc na dole kipiel i unosząc w powietrze kropelki wody. Przechodzimy tarasami gdzie widzimy kolejne załomy skał i kolejne wodospady. Jednak na sam koniec mamy okazję podejść do samego serca żywiołu. Garganta del Diabolo. To największy z wodospadów w całym systemie. Ze strony Brazylijskiej,  kilkadziesiąt metrów poniżej górnego progu wodospadu jest pomost na samą jego krawędź. W kłębowisku unoszącej się wszędzie wody, jesteśmy mokrzy po kilku sekundach.

Widok i doznania słuchowe są za to imponujące. Właściwie ze wszystkich stron otoczeni jesteśmy wodą. Chronimy aparat jak się da i robimy fotki, a potem ubrani w kaptury chłoniemy widok.

SONY DSC

Trochę nam „przeszkadza” wycieczka Japońskich turystów. Spora ich grupka, jednakowo ubrana w peleryny przeciwdeszczowe, karnie podąża za przewodnikiem. Każde z nich wyposażone w słuchawki do łączności z grupą i aparaty foto wyglądają zabawnie. Wolimy jednak sami…

Później wjeżdżamy jeszcze windą na górny taras, skąd rozciąga się panorama na większość terenu. Aż nie chce nam się wracać. Trzy godziny minęły niepostrzeżenie i niestety kierowca taxi będzie na nas czekał. Robimy jeszcze małe zakupy pamiątek i wracamy do hotelu. Na granicy już tym razem nie ma problemów, a paszporty dajemy do podbicia przez okienko auta.

Jak przystało na prawdziwych podróżników w hotelu jemy po kanapce z żółtym serem i ruszamy zwiedzać miasto. Naszym celem jest miejsce gdzie łączy się Rio Iguazu i Rio Parana. Jest to styk granic Argentyny, Paragwaju i Brazylii. W najbardziej wysuniętym punkcie stoją kamienne tablice z godłami i flagami tych państw.

styk trzech granic - Brazylia, Argentyna, Paragwaj
styk trzech granic – Brazylia, Argentyna, Paragwaj

Widzimy wyraźną różnicę w kolorze obydwu rzek. Wody Rio Iguazu maja kolor brunatny, a Rio Parana jest dużo bardziej przejrzysta. Łapiemy ponownie autobus i jedziemy na drugi koniec miasta z zamiarem obejrzenia lokalnej atrakcji, domu zbudowanego z butelek po napojach. Wszystko było by dobrze i pewnie byśmy go zobaczyli od wewnątrz. Jednak odezwał się w nas swoisty bunt przeciw dyskryminacji zagranicznych turystów. Kiedy to od właściciela tego dzieła usłyszeliśmy cenę ośmiokrotnie wyższą niż dla lokalnej ludności. Jakoś w tym momencie przestało nas interesować to cudo „architektury” . Wracamy do hotelu i gotujemy spaghetti… ponownie. Co jutro? Jeszcze nie wiemy…