Postanowiliśmy, ze koniec tego lenistwa w Miramar, ruszamy dalej. Pierwotnie chcieliśmy dojechać do Casilda, ale nasze plany czasem ulegają zmianie. Wyruszyliśmy najpierw z Miramar przez Balnearię, drogą nr 17 w kierunku San Francisco. Wielokilometrowe płaskie odcinki drogi trochę nam się dłużyły.
Wszystkie wpisy, których autorem jest gsk
Argentyna – sto dwudziesty piąty dzień wyprawy
Dziś dzień pełen wypoczynku. w końcu jest niedziela. Wczoraj wypoczywaliśmy, a dziś to już w ogóle – pełne szaleństwo, spanie prawie do południa, spacerowanie po Miramar, obiadek, lody, spokój. Ogólny spokój. Nic nie trzeba robić, nigdzie się nie trzeba śpieszyć. I taki dzień kolejny, by już mieć taki przesyt odpoczynku, który był nam potrzebny.
Argentyna – sto dwudziesty czwarty dzień wyprawy
Obiecałam dziś Krzyśkowi, że nie będzie musiał dużo chodzić, że będzie odpoczywać. Rano wieje wielki wiatr. Słońce, ale w nagrodę dosyć mocno wieje. Jednak obecność „dużej wody” powoduje ten brak oporu dla wiatru, wobec tego zbiera on się z dosyć dużą siłą… idę połazić po ruinach wioski.
Argentyna – sto dwudziesty trzeci dzień wyprawy
Jakoś tak wielkie miasta nas trochę męczą. Być może jest to spowodowane powtarzalnością się architektury… Kolejny kościół, bazylika i kolejny plac o tej samej nazwie. Może we wcześniejszym etapie podróży Patagonia zrobiła na nas tak duże wrażenie, że teraz brakuje nam natury.
Argentyna – sto dwudziesty drugi dzień wyprawy
Od rana zaczynamy akcję poszukiwawczą. Naszym celem jest znalezienie i kupienie kilku części do motorów. Jak się okaże w trakcie dnia w Argentynie nie jest to takie łatwe. Zwłaszcza do naszych maszyn. BMW nie są tu zbyt popularne. Drugą sprawą są ceny na części zamienne importowane z zagranicy.
Argentyna – sto dwudziesty pierwszy dzień wyprawy
Rano, po hotelowym śniadaniu ruszyliśmy do Cordoby. Śniadanie to oczywiście za dużo powiedziane, bo w polskich warunkach kawa i rogaliki to słabo. Ale w Argentynie, jak najbardziej, to jest właśnie śniadanie. Normalne.
Jedziemy. Mamy do przejechania dziś około 330 kilometrów. Jest ciepło, ale nie gorąco.
Argentyna – sto dwudziesty dzień wyprawy
Z naszych planów czasami nic nie wynika. I to nie z naszej winy. Mieliśmy rano wcześnie wyruszyć, więc wstaliśmy skoro świt, tuż po siódmej. Spakowaliśmy się, poszliśmy na śniadanie, przygotowaliśmy wszystko do wyjazdu, a tu oczywiście okazało się, że motocykl nie chce zapalić.
Argentyna – sto dziewiętnasty dzień wyprawy
W tym hotelu gdzie teraz jesteśmy, w Cafayate, jest przyzwoite połączenie internetowe. W zwiazku z tym napisałam do Wszystkich naszych najważniejszych!
Z większością udało mi się wymienić mailami, lub pogadać na Skype albo na innym komunikatorze. Dzięki Bogu wszyscy żyją i mają się dobrze, a to najważniejsze.
Argentyna – sto osiemnasty dzień wyprawy
Rano odpieram atak kolejnego nawrotu choroby. Po pysznym śniadaniu jakoś tak brak mi siły i decydujemy po małej dyskusji z moja żoną pójść do szpitala. W końcu ja się słucham zawsze żony… 15 minut później, na drugim końcu miasta w nowym budynku szpitala, miła pielęgniarka działa kompleksowo: mierzy mi temperaturę, ciśnienie i puls.
Argentyna – Villa Gesell – sto czterdziesty szósty, siódmy i ósmy dzień wyprawy
Co robią z korzeniem pietruchy czy selera? Nic. On po prostu sobie rośnie w ziemi, zielone liście, nać cały czas się odcina, a później wyrzuca. Proste? Bardzo. Rano w miarę ładna pogoda a po południu rozchmurza się na dobre.
Długi, męczący dzień.