Dzień trzysta ósmy 28.07.2019
Rano wyruszamy, słońca brak. Kierunek na dziś Arica. Wczesnym popołudniem dojeżdżamy do miasta, które jest dużym jak na Chile miastem portowym. Położone przepięknie wśród skał, z wysokimi wzgórzami, na jednym z nich nocujemy. Ale wcześniej robimy zakupy w dużym supermarkecie Lider. Nic specjalnego, ceny wysokie, wszystko nas jakby odrzuca, bo jak tu gotować super dania na małej kuchence turystycznej. Tradycyjnie wiec awokado, cytryny, trochę bazylii, ciasto na zaległe imieniny czekoladowe banany, pomarańcze.
W Arice jest lokalny rynek, ale jak chcieliśmy tam wjechać to tłum ludzi odwiódł nas od tego skutecznie. Duże miasta nie są przyjazne. Trudno zaparkować, jak się nie zna miasta, trudno znaleźć miejsce na postój, trudno czuć się bezpiecznie, kiedy na parkingu przy supermarkecie są tabliczki – nie zostawiaj nic cennego w aucie. Cholera, jak to, czyli co mamy wziąć ze sobą. Finał jest taki, że nie oddalamy się zbytnio od auta, ale też nie przesadzamy i jednak na zakupy idziemy razem…
Zanim jednak dojechaliśmy do Arica, na pustyni spotykamy dwie rzeźby, ktore wystając z piasku potwierdzają kosmopolityczną wizję świata artysty. Ciekawie…