Chile – sto dwunasty dzień wyprawy

Dziś mamy poranek bez śniadania. Niestety hotel w którym nocujemy nie ma go w ofercie, chociaż cena nie jest mała. Postanawiamy przejechać szybko trochę ponad 100 km, które dzieli nas od San Pedro de Atacama i tam coś zjeść. Paliwa nie tankujemy, ponieważ odległość nie jest wielka, a mamy dopiero 50 km przejechane na zbiornikach. Mimo bezchmurnego nieba i słońca jest rześko. Wyjeżdżamy z miasta i od razu witają nas ponownie pustynne krajobrazy. Pomimo, że mam na sobie termiczne ubranie wiatr przewiewa kurtkę motocyklową.

SONY DSC

Postanawiamy zatrzymać się na poboczu i wpiąć membranę wiatroodporną. Niestety ukryła się tak skutecznie w naszych bagażach, że musimy większość pozdejmować. Podczas tych manewrów jeden z motocykli oparty na bocznej stopce traci równowagę i leci na bok! O, żesz ty… Wnerwienie uzewnętrznia się, jak ja nie lubię takich sytuacji. Paliwo leci przez nieszczelny korek, motor leży, dookoła pustynia. Podnosimy sprzęta, układamy bagaże, które się poprzesuwały i już bardziej spokojnie ruszamy dalej. Kilkanaście kilometrów przed miastem robimy małą sesję foto, przed nami rozciąga się ogromna dolina, a na horyzoncie widać szczyty wulkanów.

SONY DSC

W miasteczku trafiamy na główny placyk, obok zabytkowego kościółka. Za zgodą policji stawiamy motory pod zakazem i jemy śniadanie przeglądając broszury pozyskane z informacji turystycznej. Trochę posileni jeździmy uliczkami i szukamy noclegu. Trafiamy do hostalu niedaleko centrum. Zostawiamy szybko zbędny balast w postaci części naszych bagaży i ruszamy na Salar de Atacama.Jakieś 60 km później jesteśmy na miejscu w Laguna de Chaxa.

SONY DSC

Upał doskwiera już nam ogromny. Na niebie żadnej chmurki. Dookoła nas piaskowo – solne pustkowie. W niewielkiej ilości słonej wody brodzą różowe flamingi. Trudno na oko określić wielkość tego pustkowia. Na horyzoncie w odległości, jak myślę kilkudziesięciu kilometrów widać ośnieżony szczyt wulkanu Lascar (5500m) i kilka innych. Miejsce robi na nas spore wrażenie. W drodze powrotnej widzimy małe trąby powietrzne. Tworzą jakby kominy z unoszonego piasku. Są wysokie na około kilkaset metrów i powoli przemieszczają się po pustyni. Wstępujemy też do wioski Toconao obejrzeć wieżę dzwonniczą z 1790r i kościół stojący naprzeciw.

SONY DSC

Po powrocie do San Pedro de Atacama, zostawiamy motocykle i idziemy na zakupy. Chcemy wykorzystać fakt, że mamy do dyspozycji kuchnie i podkarmimy się trochę… Gotujemy pyszne spaghetti (tradycyjnie) i na deser pyszna kawa (podprowadzona z kuchni) z ciasteczkami (mieliśmy zapasy…).

Jutro mamy w planie przekraczanie granicy a Argentyną…