Dwieście trzydziesty piąty dzień wyprawy KONIEC NASZEJ OŚMIOMIESIĘCZNEJ PODRÓŻY…

Wczorajszy wieczór upłynął stosunkowo spokojnie. Przez długi czas wpływaliśmy do portu w Hamburgu, ponad 3 godziny od ujścia rzeki Elba aż do przycumowania.

Widoki na Hamburg bardzo piękne, bo port leży prawie w samym centrum (tak można to ująć). Gdy tylko otworzyła się rampa załadunkowa statku na pokładzie zaroiło się od czarno mundurowych służb. To kontrola celna (ZOLL). Łazili po statku i kontrolowali. Wleźli także do naszej kabiny. To znaczy słowo „wleźli” nie jest tutaj na miejscu. Byliśmy już spakowani, po kilkugodzinnej obserwacji nabrzeża niemieckiego wraz z innymi pasażerami, poszliśmy do kabiny, przygotować się do nocy. Pukanie. To drugi oficer, mówi, że panowie celnicy chcieliby skontrolować naszą kabinę. Panów celników było trzech i pies. Pies na głodzie. Wszedł wraz ze swoim panem do naszej kabiny i zaczął nerwowo wszystko obwąchiwać. Celnicy całkiem grzeczni, spytali czy posiadamy jakieś cigarety, albo dragi. My że nie, oczywiście, że nie. Bo kto by się przyznał do czegokolwiek. Na szczęście niczego sobie na pamiątkę nie przywieźliśmy z Kolumbii (bo w niej nie byliśmy…) ani z innego kraju, w którym byliśmy, co byłoby niedozwolone. Małe alfajorki przecież się nie liczą…

Hamburg
Hamburg

W każdym razie pies niczego nie znalazł, a obwąchiwał wszystkie nasze sakwy i worki podróżne. Nic. Panowie celnicy uprzejmie podziękowali i sobie poszli.

Dziś rano budzik zadzwonił skoro świt, o 7.25. Zjedliśmy śniadanie i o 8.00 byliśmy gotowi do załadunku, czy wyładunku ze statku.

SONY DSC

Trochę trwało zanim przymocowaliśmy wszystkie sakwy i inne bagaże. W porcie w Hamburgu nie możesz się poruszać bez pilota. Przy wyjściu ze statku jest niewielka budka strażnicza, trzeba nacisnąć przycisk i po paru minutach przyjeżdża samochód, który pilotował nas do budynku agencji celnej Unikai. Przemili panowie najpierw mają problem z naszym numerem VIN, nie zgadzają się dokumenty z biletami czy deklaracjami Grimaldiego. Jak już sobie to wyjaśnili, to poprosili nas grzecznie, żebyśmy pojechali do Urzędu Celnego. Nie ma wyjscia, musimy podjechać 2 km do Urzędu. Wchodzę z papierami do urzędu. I dopiero sobie wtedy przypominam, ze po niemiecku to ja co najwyżej „danke” potrafię powiedzieć… Wszyscy po niemiecku. Nikt nic mi nie potrafi powiedzieć. Po 5 minutach trafiam jednak na drugie piętro i tam już mówią po angielsku. Uff, jestem uratowana. Szybko załatwiamy formalności, pan celnik bardzo młody, schodzi ze mną do motorów, sprawdza numer VIN, na szczęście nie każe otwierać bagażu, więc po paru minutach możemy jechać. Musimy jeszcze wrócić do agencji Unikai, bo by mieć pewność, ze pojedziemy do Urzędu Celnego, zostawili sobie nasz jeden paszport. Odbieramy go sprawnie i wyjeżdżamy z Hamburga. Trochę nam to czasu zajmuje, żeby się wydostać z miasta. Ogromne korki, gorąco

Jakoś nam się udaje i po pół godzinie pędzimy autostradami, najpierw 1, potem 24, 10  i do samej granicy 11. Witamy w Polsce…

KONIEC NASZEJ OŚMIOMIESIĘCZNEJ PODRÓŻY…

SONY DSC