Ekwador – Dzień 440

Dzień czterysta czterdziesty – 07.12.2019

Dziś jedziemy od Liguique aż za Guayaguil. Wyjątkowo kawał drogi, upały potworne, w samochodzie ponad 30 stopni.  Zadecydowaliśmy, że pojedziemy w kierunku Canar z dwóch powodów, po pierwsze chcemy się spotkać z rowerzystami Michałem i Gosią, po drugie, chcemy tam odwiedzić lokalną społeczność, która ostro się ogłasza i reklamuje… zobaczymy co to będzie. Przejeżdżamy przez Juajua, przez cały odcinek drogi ciągną się drzewa ceibo, zwane też palo Santo. To wyjątkowo piękne drzewo, o ciekawym kształcie, niby drzewo jak drzewo, ale jest jakieś takie majestatyczne, pień jest jakby wielopniowy ( Ach ta moja słowotwórczość…), a korona jest wyjątkowo symetryczna. Zielone liście i tez pień jakby lekko zielonkawy. Ma charakterystyczny aromat, we wiosce którą mijamy sprzedają palo Santo, które służy też do okadzania.  Noc spędzamy na parkingu tuż za bramkami za Guayaguil. Miasto znowu nas wykończyło, a przejechaliśmy tylko po nim obwodnicą, a już mamy dosyć. Nie lubimy dużych miast. Jeżdżą jak wariaci, a do tego nie przestrzegają za grosz przepisów.

—————————