Kambodża – czterdziesty siódmy dzień wyprawy

Kambodża to miejsce wielu trudnych momentów historycznych. Kojarzy nam się z wojną, przemocą, biedą i zacofaniem. Pociąga nas i odpycha jednocześnie. Osławiony Angkor Wat wraz z całym kompleksem świątyń stanowi dla nas główny powód do odwiedzenia Kambodży. To miejsce gdzie rozciągało się imperium Khmerów, po którym zostały ogromne kompleksy świątyń. Kambodża okupowana dawniej przez Tajlandię, skolonizowana przez Francję w XIX wieku, zniewolona przez Japonię podczas drugiej wojny światowej, następnie znowu pod dominacją tajlandzką i kolejno wietnamską, wyniszczony przez wojny domowe oraz reżim Pol Pota i Czerwonych Khmerów, od niedawna odzyskuje spokój i normalizującą się sytuację polityczną. Ciągłe walki, reżim,barbarzyństwa i masowe mordy ludzi to cierpki obraz tego kraju. phnom penh (31)Rano jeszcze przed budzikiem obudziło nas stukanie w drzwi z informacją, że śniadanie już gotowe. Co prawda nie było go w cenie wycieczki, ale omlet i dżem były smaczne. Nasza wczorajsza grupa podzieliła się na dwie części. Jedna wracała do Sajgonu, a my wraz z drugą płynęliśmy na farmę ryb i do wioski Czamów. Na platformach pływających po rzece mieszkają ludzie trudniący się hodowlą ryb. W przymocowanych pod nimi ogromnych klatkach trzymają i hodują je.
Parę kilometrów dalej w górę rzeki przybiliśmy do przystani i spacerem przeszliśmy do wioski Czamów. Czamowie po utracie niepodległości w XIX wieku, obecnie żyją w kilku krajach jako mniejszości narodowe. W Wietnamie społeczność ta liczy około 130 tysięcy ludzi.
Wąska asfaltowa droga prowadziła przez biedne i podniszczone zabudowania. Większość maleńkich domów, a wręcz szałasów była postawiona na betonowych 2-3 metrowych słupach. Poza drogą teren mocno się obniżał i widać było ślady okresowego, podnoszenia się poziomu wody w Mekongu. W swoich domostwach większość mieszkańców nie miała zbyt wielu sprzętów.
Klimat tutejszy nie wymaga okien, szyb ani drzwi. Otwarte konstrukcje nie wyglądały na zbyt solidne i wytrzymałe.
Po powrocie do przystani zmieniliśmy łódź na tak zwaną „speed boat” i w niecałą godzinę byliśmy już na granicy wietnamsko – kambodżańskiej. Po prowizorycznym drewnianym trapie weszliśmy do budynku stojącego nad samą wodą na palach, gdzie dostaliśmy pieczątki opuszczenia Wietnamu.
Wymieniamy trochę dolarów na Riele kambodżańskie. Waluta ta jest sporo mocniejsza niż VND, ale tu też za dolara dostajemy pokaźną sumę 4000 Rieli.
Ponownie wsiadamy do łodzi i w parę minut jesteśmy kilkaset metrów dalej w punkcie odprawy granicznej Kambodży. Jako, że wizy mamy już wyrobione wcześniej w Bangkoku, podchodzimy do okienka poza grupą i już mamy pieczątkę wjazdową. Wizy można bez problemu wyrabiać na granicach, w zasadzie we wszystkich przejściach lądowych, na których byliśmy.
Kolejne 4 godziny upływają nam na oglądaniu krajobrazu wokół rzeki. Widzimy niszczycielskie działanie wody, która podmywa brzegi, rybaków w małych łódkach, większe stateczki przewożące różne towary.

phnom penh next day 032 Lekko znużeni rejsem ujrzeliśmy w końcu kilka wysokich budynków Phnom Penh. Zaraz na przystani zostaliśmy otoczeni przez kierowców tuk tuków oferujących przejazd do hoteli. Jako, że nie robiliśmy rezerwacji tym razem przez internet, korzystamy z transportu za 2$. Oglądamy trzy miejsca polecane nam przez kierowcę. Nie są jednak zbyt czyste, więc idziemy kawałek dalej i meldujemy się w Super Star Hotel. Pokoik na pierwszym piętrze z widokiem na ulicę, łazienką i klimą. Może niezbyt tani, ale w naszym zasięgu (mieści się w budżecie). Dochodzi już 18.00 i przed zmrokiem poznajemy tylko najbliższe ulice.
Zasięgamy informacji w naszym hotelu o opcjach transportu na kolejne dni. W Kambodży, podobnie jak w innych krajach Azji, każdy hotel i funkcjonujące żywo agencje turystyczne, pośredniczą i organizują transporty w dowolnym kierunku. W Kambodży równolegle funkcjonują dwie waluty. Dolar amerykański jest widoczny we wszystkich cennikach. Można płacić w obu z nich bez problemu.
Lekko zmęczeni dalsze poznawanie miasta odkładamy do następnego dnia.