Dzień zaczął się od bardzo wczesnej pobudki. Budzik zadzwonił o 5.00. Postanowiliśmy wstać przed wschodem słońca, by zdążyć na ceremonię karmienia mnichów. Odbywa się to każdego ranka w mieście. Na główną ulicę Luang Prabang pełną światyń, dotarliśmy o brzasku i z rosnącą grupą turystów czekaliśmy na pojawienie się mnichów. Niepewni tego co nastąpi obserwowaliśmy przygotowania mieszkańców do codziennego ofiarowywania żywności.
Na chodniku wzdłuż murów świątyni tutejsze kobiety ułożyły maty i dywaniki, na nich poduszki dla turystów i słomiane pojemniki z ryżem. Za opłatą można było usiąść, przyklęknąć na poduszkach, przepasać się szarfą przez ramię, w przygotowaniu do zwyczaju przekazania pożywienia. Kiedy tylko nastał świt pojawiły się pierwsze grupki młodziutkich mnichów. Większość z nich to dzieci, kilkunastoletni chłopcy, z pojemnikami na żywność, przewieszonymi przez prawe ramię. Jeden za drugim w skupieniu, gęsiego, szli chodnikami, mijając kolejnych ofiarodawców, napełniających ich pojemnik. Całości towarzyszy tłum turystów, fotografujących to wydarzenie (my wśród nich oczywiście).
Znowu nieodparte uczucie skomercjalizowania tego jakże szlachetnego religijnego zwyczaju. Kontrast skupionych mnichów z ekspresyjną grupą turystów, dźwięk zwalnianych migawek aparatów, błysk fleszy, zaburzał trochę pełną powagi procesję. Trwało to około 40 minut, po czym wszyscy zaczęli się zbierać, ulica nieznacznie wyciszyła się, kobiety poskładały poduszki, zwinęły maty i dywaniki, pozbierały koszyczki z ryżem, a rzeczy toczyły się dalej swoim rytmem. Knajpy zaczęły serwować śniadania dla turystów.
My oczywiście też idziemy na śniadanie. Zapowiadający się miły poranek chcemy spędzić w spokojnym, upatrzonym wczoraj miejscu nad Mekongiem. Obserwujemy budzących się do życia straganiarzy, dostawców, turystów powolnie zapełniających restauracji i wschodzące słońce, które powoduje opadanie mgieł nad lasami przy brzegach rzeki, jednej z największych w Azji.
Na szczęście jest wi-fi. Otwieramy skrzynki z podziękowaniami za pocztówki :). Tak, tak, dużo znajomych pisze, że trzymają je na eksponowanych miejscach. :).
Widokówki z ostatniej wyprawy ze Sri Lanki doszły tuż przed naszym powrotem, a tym razem mamy jeszcze przed sobą 40 dni podróży, nie minęliśmy jeszcze nawet półmetka naszej wyprawy. To miłe uczucie. Naprawdę…