Urugwaj – dwusetny siódmy dzień wyprawy

Wczoraj jeszcze byliśmy pełni nadziei, że dziś wsiądziemy na statek. Niestety nie udało się. O 12.00 zadzwoniliśmy do agenta ale niestety powiedział, że najwcześniej jutro o 9.00. po południu dostaliśmy telefon, że jednak o 14.00 jutro mamy się okrętować. Wszystko się tak przesuwa, a do tego wszystkiego jeszcze dziś padało od samego rana, co nas trochę rozbroiło. Musieliśmy iść w deszczu na parking i przesunąć datę odbioru motorów. Bardzo to uciążliwe, bo jednak jest to kawałek od hotelu. Czemu parkingi w Montevideo nie mogą być przy samym hotelu? Nie wiadomo.

Po południu trochę przestało padać. Poszliśmy się trochę przejść po mieście. Przy okazji zahaczyliśmy o port, miejsce z którego wyjeżdżaliśmy na naszą wyprawę, pierwszy raz w Ameryce Południowej, prawie pół roku temu.

Na mieście dużo turystów, głównie Brazylijczyków, choć wyglądało na to, że także dużo Europejczyków. Stare miasto w Montevideo ma swój urok, ale są tam też takie zakamarki, gdzie naprawdę lepiej się nie zapuszczać. Znowu mijamy bezdomnych, śpiących na ulicy, żebraków a także pospolitych nagabywaczy, wyciągających rękę po peso.

Miejmy nadzieję, że jutro już będziemy na statku. W sumie to czekamy na to z niecierpliwością. Może dlatego, że tu zimno i deszczowo, a statkiem popłyniemy w kierunku równika, gdzie na pewno będzie ciepło…