120 dzień wyprawy
Wstajemy skoro świt, bo chcemy wcześnie rano zaliczyć przeprawy promowe, które nas czekają. Pierwsza to Peel River, krótka, może 5 minutowa. Druga, za kolejne 70 km – na rzece Mackenzie, znacznie szerszej i o bardziej wartkim nurcie.
Za pierwszą przeprawą, Peel River, znajduje się mała osada Fort Mcpherson, to miejsce gdzie mieszkają „pierwsi osadnicy”, albo „pierwsze narody” czyli po dawnemu Indianie. Teetl’it Gwinch. Krótko kręcimy się po miasteczku, charakterystycne domki, dosyć podobne do tych które oglądaliśmy w Chile.
Drugi prom, na rzece Mackenzie, jest jakby w trójkącie. Łączą się tu rzeki Mackenzie i Arcitc Red River, droga biegnie przez dwa brzegi, a na trzecim brzegu leży wioska Tsilgehtchic. Prom zatrzymuje się zatem przy drodze od strony południowej, potem na wschodnim brzegu dobija do wioski, by ponownie ruszyc w kierunku drugiego brzegu rzeki Mackenzi, ku drodze na północ, do Inuvik.
Wczoraj, gdy wjechaliśmy do nowego stanu (NWT „Northwest teritories”), zmianie uległa też godzina, bowiem ten stan z racji tego , ze ciągnie się przez znaczy obszar na wschód, ma czas -7 UTC.
Zatem, o 11 yukońskiego czasu i o 12 N.W.T. pijemy kawę i jemy płatki kukurydziane z mlekiem. W tak zwanym międzyczasie sprawdzamy też lodówkę. Albo od kurzu, albo od wibracji przestała działać jak należy. Włącza się cały czas jakiś wentylator… Na razie Krzysiek wyciąga ją z auta bo jest dużym wyzwaniem biorąc pod uwagę latające w dużej ilości owady. Wyciąga sprężarkę i ja troszkę przedmuchuje, czyszcząc z kurzu.
Jedziemy do Inuvik… Kiedyś to tutaj kończyła się droga na północ…
Dojeżdżamy i chwilę kręcimy się po mieście. Jedziemy do informacji turystycznej, do sklepu, ogarniamy komunikacyjne kwestie internetowe (kontakt z rodzinną i takie tam…).
W końcu ni z gruszki ni z pietruszki postanawiamy jechać do Tuktoyaktuk.. Niby późno, ale słońce ciągle wysoko… Przez chwilę zapomnieliśmy, że ono tu nie zachodzi o tej porze roku…
27.06.2023