80. Red Canyon czyli mniejszy Bryce Canyon

80 dzień wyprawy

Budzimy się skoro świt, w sensie jak jest już jasno. Zimno. W samochodzie 6 stopni, a jest godzina 7.15. Na szczęście słońce przebija przez drzewa i widać, że zaczął się już piękny dzień. Wstajemy, witamy się z dziewczynami, robimy kawę, śniadanie, poranne obrządki. Krzysiek znowu zagląda do silnika. Zepsuło się chyba coś innego niż uszczelka pod głowicą, ale na razie jeszcze jest to wszystko w trakcie diagnozy. W każdym razie póki co, auto jeździ i będzie jeździć.

Długo gadamy z Natalią, Krzysiek z Agatą naprawiają wentylator w ich Elvisie (jak pieszczotliwie nazywają swoje auto, chevroleta z 2000 roku)

Około południa rozjeżdżamy się każde w swoją stronę. Dziewczyny jadą do Grand Canyonu, my ruszamy jeszcze na szlak. Chcę zejść raz jeszcze do kanionu, przynajmniej kawałek. Nie jestem super wytrawnym, zaprawionym w bojach piechurem czy wspinaczem, ale chcę jeszcze poczuć raz ten Brayce kanion, który naprawdę robi na mnie oszałamiające wrażenie. Nacykałam setkę zdjęć i ciągle mi mało.

Red Canyon

Na parkingu w parku sporo Polaków, ucho moje po prostu wyłapuje polski język i jakoś tak się dzieje że rozmawiamy. Zaczepia nas małżeństwo z Warszawy z dwójka synków, którzy podróżują trochę po Stanach. Zazwyczaj miłe są takie spotkania.

Wyjeżdżamy około 15 z Bryce i jedziemy w stronę czerwonego kanionu. Red Canyon jest alternatywą dla Bryce, jego mniejszą, dużo mniejszą kopią, ale też i ludzi tu jak na lekarstwo, czyli można super spokojnie pobyć w tym miejscu, nie natykając się co chwila na gromady ludzi, depczące po sobie jak to jest w Bryce.

A po południu ruszamy znowu w stronę Page. Tak. Podjęliśmy decyzję by tam wrócić, bo chcemy zobaczyć jeszcze Monument Valley.

18.05.2023