Argentyna- czterdziesty dziewiąty dzień wyprawy

Budzimy  się przed dziewiątą rano. Dziś mamy do pokonania największy jak dotąd odcinek drogi. Do naszego kolejnego celu, Villa Gesell mamy około 350 km. Pijemy poranną kawę z Gracielą i Carlosem. Sprawnie pakujemy sakwy i po pożegnaniu ruszamy na południe Argentyny. Wyjazd z Buenos Aires, a właściwie jego obrzeży około 10 rano idzie nam w miarę sprawnie. Na stacji tankujemy paliwo pod korek do obu motorów. Po około 30 minutach jesteśmy już na autostradzie. Dobrą dla nas wiadomością jest fakt, że w Argentynie motocykle nie płacą za przejazd autostradami. Wyjątek stanowią okolice Buenos Aires gdzie płaciliśmy kilka peso za motor jadąc do centrum z Tigre. Jazda idzie nam całkiem dobrze. Co prawda styl jazdy Argentyńczyków mocno odbiega od standardów Europejskich, ale przyzwyczajamy się. Jeszcze w mieście sporo kierowców.

Dla podróżujących tą trasą zachęcamy do zatrzymania się w Dolores. To duże skupisko lokalnych parillas. Krowy, a w zasadzie ich fragmenty pieką się ułożone na palach przy ogni, w pionie niemalże.

Zachęcamy do zatrzymania się tam, bo już naprawdę nic nie ma dalej. My niestety ten błąd zrobiliśmy i nic do samego Villa Gesell nie jedliśmy.

Ale dojechaliśmy i wynagrodziło nam to wszystkie niedogodności, błędy i niedociągnięcia. Wjechaliśmy do miasteczka. Miasto powstało w latach 40. Był sobie pan Aleman, czyli Niemiec, ale urodził się w Ameryce. Ściągnął z Kanady ponad 3 wielkie statki drzew. I wymyślił sobie, że tutaj, w tym miejscu powstanie miasto. I to miasto powstało. Niemiec nazywał się Gesell, kupił ziemię i ludziom dawał ziemię za pół darmo i nawet im oddawał połowę tego co zapłacili, jeśli w ciągu 5 lat wybudowali dom.

Kiedy dojeżdżamy na paseo 132, zaczynamy szukać domu Gali i Ryśka. To Polacy, z którymi dziś się spotykamy. Nie musimy daleko szukać. Wybiega do nas kobieta, machając flagą biało czerwoną, na głowie ma opaskę z napisem POLSKA. To Gala.

Gala jest żywiołowa, normalna i po prostu jesteśmy nią zachwyceni i zauroczeni. Rysiek jest jej przeciwieństwem, ale też wariat (tak twierdzi Gala).

SONY DSC
SONY DSC

Dostajemy piękne mieszkanie na drugim piętrze z widokiem na ocean, który i tak Argentyńczycy nazywają morzem. Kolacja na nas czeka, więc już jest fantastycznie. Mięsko, kiełbaski (w tym chorizo) sery (w tym pleśniowy), sałatka z tuńczykiem, sałatka z pomidorami.

Chcę tu zostać. Odpocząć. Wreszcie!