Argentyna – dziewięćdziesiąty ósmy dzień wyprawy

Dziś dzień wytężonej pracy z samego rana. Pierzemy część naszej motocyklowej odzieży. Dziś na pierwszy ogień poszły spodnie. Wszystko jest tak brudne, że już po prostu nie możemy tak jeździć. To chyba nawet szkodliwe dla zdrowia!

Zdecydowaliśmy dziś jechać do bodegi, pooglądać „na żywo”, jak wygląda produkcja wina, a przy okazji coś podegustować. Niestety, nie jest to teraz odpowiednia pora na oglądanie produkcji, ale na degustację i owszem. Jedziemy do Maipu. To kolebka wina i oliwy. Dookoła miasta ogromna ilość małych i większych zakładów produkujących wino, które zwą się tutaj bodega.

Pierwsze kroki kierujemy do starej bodego Giol, która była największą bodegą (fabryką wina) w Mendozie, dopóki funkcjonowała. Od wielu lat pełni funkcję muzeum. Zwiedzamy piwnice, pełne starych, wielkich beczek, słuchamy opowieści o założeniu w tym miejscu winiarni, o produkcji wina, o założycielach tej winiarni , którzy nazywali się  Juan Giol i Geronimo Gargantini.

degustacja
degustacja

Na koniec miła oczekiwana chwila – degustacja wina. Ponieważ nie produkuje się już w tej winiarni wina, próbujemy inne lokalne wino. Najbardziej pyszne, o wykwintnym bukiecie, okazuje się białe, słodkie wino, a wymownej nazwie Dilema.

Po degustacji, nieco chwiejnym krokiem idziemy zwiedzać dom Giol’a. To piękna rezydencja, bardzo nowoczesna, jak na lata, w których powstała. Zbudowano ją w 1910 roku i w tym czasie miała same nowinki, takie jak centralne ogrzewanie kaloryferowe, elektryczność czy łazienki ( z pełnym wyposażeniem).

SONY DSC

Willa robi na nas duże wrażenie, nieco trzeźwiejemy, ale jakby nam mało. Jedziemy zatem kolejne 10 kilometrów dalej i odwiedzamy niewielką winiarnie, w tej chwili w rękach Francuzów. Bodega Boutique Carinae to niewielka, rodzinna produkcja wina pod Maipu. Oglądamy nowe urządzania do produkcji wina, wielkie piwnice z wielkimi beczkami wina, a na koniec, oczywiście, degustacja. Aż się oczy same śmieją. Niestety, tym razem winiarnia specjalizuje się w winach raczej wytrawnych, lub półwytrawnych. Do tego próbujemy tańszą gamę produktów, wina młode. Daleko im do smaku win słodkich, których próbowaliśmy wcześniej w Muzeum Giol.

SONY DSC

Oglądamy jeszcze z bliska pełne dorodnych winogron krzewy, obok których pięknie współgrają drzewa pełne zielonych oliwek, jeszcze twardych, ale pewnie już niedługo zbiory.

SONY DSC

Krzewy winogron stoją w szpalerach, kiście i grona aż dotykają ziemi, takie są dojrzałe.W drodze powrotnej motor szykuje nam kolejną niespodziankę. „nie, nie będę jechał” – zdaje się mówić. Gaśnie na wolnych obrotach. Gaśnie i nie chce ponownie zapalać. Co robić. Próbujemy gada rozkręcać na poboczu, ale ani drgnie. Wykręcamy świecę, tym razem świece wyglądają dobrze, są suche, znaczy powinno działać. Paliwo jest, a jechać nie chce. Zatrzymał się samochód tuż przy nas. Młody człowiek, motocyklista, jak się okazało później, daje nam wskazówki, że 500 metrów dalej jest warsztat motocyklowy.Po kilkukrotnych bezskutecznych próbach odpalenia, w obawie o rozładowanie akumulatora, postanawiamy nie próbować dalej. Ostatnim strzałem jednak motor zaskakuje. Jedziemy więc czym prędzej do mechanika, zanim znowu zgaśnie motor. Mechanik – Marcelo Gonzalez, okazał się prawdziwym fachowcem. Co prawda trochę mu nie działał (nie łączył wyświetlacz) miernik napięcia, ale   ze znajomością tematu zabrał się do sprawdzania układu elektrycznego, w którym jak twierdził jest przyczyna nieprawidłowego funkcjonowania motoru. Po kilku minutach okazało się że miał rację. Problemem była 3 dni temu czyszczona fajka, na której ponownie nie było przejścia iskry do świecy. Byłaby to ostatnia rzecz, którą samodzielnie byśmy sprawdzali. Przecież niedawno ją czyściliśmy!

SONY DSC

Marcelo rozkręcił fajkę, ale i tak nie było iskry. Wygrzebał i założył inną, używaną fajkę, sprawdzając przed tym iskrę. Działa. Wszystko ok. Na razie póki co działa. Kosztowało nas to nędzne 300 peso.

Zobaczymy co będzie dalej.

Mechanik Marcelo  w akcji
Mechanik Marcelo w akcji

Wracamy przez Mendozę na pole namiotowe. Zatrzymujemy się coś zjeść, bo raczej dziś nic nie gotujemy, diabelski motor zabrał nam dużo czasu (a raczej jego uruchamianie i naprawa). Mendoza świętuje dziś, jak większość świata, dzień Św. Patryka. Miasto rozświetlone, pełno zielonych flag, świateł i zielonych balonów. Pewnie piwo leje się strumieniami, ale tego już nie próbujemy. Wracamy znużeni na kamping marząc tylko o położeniu się. To był ekscytujący dzień i trochę wyczerpujący.