Argentyna – dziewięćdziesiąty piąty dzień wyprawy

Dziś dzień roboczy. Po pierwsze naprawiamy motocykl. Znowu. O drugie pierzemy (oczywiście nastąpił ścisły podział zajęć), po trzecie myjemy się gruntownie. Dzień upływa nam na różnych ciekawych zajęciach zatem, po południu całkiem dobre lody w miejscowej cukierni a także zakupy.

Kupujemy dziś  chivo. To co jedliśmy wczoraj to nie był baranek. To był koziołek. I dziś kupiliśmy sobie tez udko koziołka, rozpaliliśmy ognisko i asado jak się patrzy.

noga koziołka gotowa do grilowania
noga koziołka gotowa do grilowania

Podpatrując wczoraj mistrza, dziś postępujemy tak samo. Koziołek na małym żarze powinien się piec około godzinki. Za radą naszego mentora, przykrywamy go gazetą i często smarujemy masłem. Przed położeniem udźca w całości na ruszt należy zrobić lekkie nacięcia. Koziołka lekko tylko posoliliśmy i nie dodawaliśmy żadnych przypraw. W odróżnieniu od polskich mięs, które czasem nie wydzielają przyjemnych zapachów, koziołek pachnie. Zjedliśmy prawie półtora kilogramowy udziec. Na raz. Pyszne.Spotkaliśmy dziś Polaków z dwójką dzieci. Wychodząc ze sklepu zauważyliśmy terenową Toyotę na katowickich blachach. Do samochodu podszedł mężczyzna, więc przywitaliśmy się po polsku „dzień dobry”. Trochę zaskoczony odpowiedział i tak od słowa do słowa okazało się że stoimy na jednym parkingu. A tak sobie podróżują spokojnie…już 8 miesięcy.