Dziś dzień roboczy. Po pierwsze naprawiamy motocykl. Znowu. O drugie pierzemy (oczywiście nastąpił ścisły podział zajęć), po trzecie myjemy się gruntownie. Dzień upływa nam na różnych ciekawych zajęciach zatem, po południu całkiem dobre lody w miejscowej cukierni a także zakupy.
Kupujemy dziś chivo. To co jedliśmy wczoraj to nie był baranek. To był koziołek. I dziś kupiliśmy sobie tez udko koziołka, rozpaliliśmy ognisko i asado jak się patrzy.
Podpatrując wczoraj mistrza, dziś postępujemy tak samo. Koziołek na małym żarze powinien się piec około godzinki. Za radą naszego mentora, przykrywamy go gazetą i często smarujemy masłem. Przed położeniem udźca w całości na ruszt należy zrobić lekkie nacięcia. Koziołka lekko tylko posoliliśmy i nie dodawaliśmy żadnych przypraw. W odróżnieniu od polskich mięs, które czasem nie wydzielają przyjemnych zapachów, koziołek pachnie. Zjedliśmy prawie półtora kilogramowy udziec. Na raz. Pyszne.Spotkaliśmy dziś Polaków z dwójką dzieci. Wychodząc ze sklepu zauważyliśmy terenową Toyotę na katowickich blachach. Do samochodu podszedł mężczyzna, więc przywitaliśmy się po polsku „dzień dobry”. Trochę zaskoczony odpowiedział i tak od słowa do słowa okazało się że stoimy na jednym parkingu. A tak sobie podróżują spokojnie…już 8 miesięcy.