Dzień jak zawsze pracowity. Niby myślimy od rana, żeby nic nie robić, potem jednak każde z nas się zbiera i zabiera za pracę. Każdy za swoja…
Ranki w naszym pokoju są całkiem przyzwoite słońce wychyla się zza zamku twierdzy San Felipe.
Dzień jak zawsze pracowity. Niby myślimy od rana, żeby nic nie robić, potem jednak każde z nas się zbiera i zabiera za pracę. Każdy za swoja…
Ranki w naszym pokoju są całkiem przyzwoite słońce wychyla się zza zamku twierdzy San Felipe.
Jest w Cartagenie takie niezwykłe miejsce, które bardzo lubimy. To zrekonstruowana „Plaza de los torros”, czyli miejsce, które na początku XX wieku było areną do walk byków. W XXI wieku odbudowano to miejsce, wkomponowując je w centrum handlowe La Serrezuela. Arena walk byków La Serrezuela w Cartagena de Indias została zbudowana w 1893 roku, ale uległa zniszczeniu po zakończeniu wojny domowej zwanej tysiąc dniową (albo wojnie tysiąca dni).
Co za dzień, co za dzień. Mały dramat od rana…Zaczęło się dosyć niewinnie. Jakiś czas temu redaktor Onet.pl poprosił nas o wywiad, którego udzieliliśmy (za darmo, żeby nie było, że woda sodowa nam uderza do głowy !!!).
Dziś rano ukazał się artykuł, więc wysłałam do rodziny linka, coby sobie popatrzyli.
Coraz gorzej. Gardło boli, ogólne rozbicie. Czyżby korona…? Ale że oboje? Symultanicznie. Gorączki nie mamy, ale ogólne osłabienie daje znać o sobie. Nie chce nam się nigdzie chodzić. Trochę pracujemy, czy raczej zmuszamy się do pracy. Krzysiek zrobił najdłuższy film, jak do tej pory, ponad 25 minut.
Stało się. Mija 800 dzień naszej podróży! Z tej okazji, w sumie nie świętujemy, ale z przyjemnością wspominamy ten czas miniony, jaki było dane nam spędzić w Ameryce Południowej. Jak wiele przygód mieliśmy, ile wyzwań nas czekało i jak ze wszystkimi sobie świetnie daliśmy radę…
Jak już dużo przyjaciół wie, nasz Defender buja się na statku na falach oceanu.
Dzisiejszy dzień pomimo że to początek tygodnia a ściślej poniedziałek, jakiś taki szary i leniwy jest… Po pierwsze jedno z nas trochę zachorowało, a konkretnie coś jest nie tak z żołądkiem. Cały dzień i jeszcze w nocy od wczoraj bolał i nie dawał spać.
Dzień dziś obfituje w robocze działania. Pisanie, poprawianie tekstów, różne inne pierdoły. Ponieważ trzy dni byliśmy trochę wycięci ze świata ksiąg, więc teraz praca wre. Niedziela. Czyli jest dobrze.
Wspominam Linę, jaka to ciekawa jednostka społeczna. 🙂 Prawie jak wojująca feministka .
Tak wczesnej pobudki już dawno nie mieliśmy, ale dziś o 14 musimy oddać auto w Kartagenie. Dlatego zrywamy się tak szybko, pijemy kawę i jedziemy po Mariusza i Agnieszkę do drugiego hotelu. Mamy dziś tylko chwilę na bycie razem, bo oni zostają w Santa Marta, gdzie maja przesiąść się do busa i jechać zwiedzać park Tayrona.
Śniadanie w hotelu to jednak dobra rzecz!. Ale przed nim korzystając z faktu że mamy dosłownie 2 metry od pokoju basen kąpiemy się ze 20 minut w nim. Następnie małe przygotowanie i suszenie się i idziemy coś zjeść. Dziś w menu również jajka, ale jako dodatek są tutejsze Arepa, czyli placki kukurydziane z serem.
Rano pobudka i śniadanko z Liną i Mirkiem. Po wczorajszych długich rozmowach po Polsku i Hiszpańsku dziś kontynuacja. Obgadujemy różne plany na przyszłość i możliwości na spotkanie się ponowne w Polsce w przyszłym roku. Jest duża szansa, bo chęci u Liny i Mirka są duże na odwiedzenie przez niego Polski po ładnych paru latach nie obecności.