Dzień pięćset dziewiąty – 14. 02.2020
Dziś dzień bardzo przyjemny. Wstajemy wcześniej niż wczoraj. Śniadanie jemy o 8.00 a po godzinie wyjeżdżamy do Havana Vieja, czyli na starą część Hawany, najstarszą zabytkową. Znowu ponad sześć godzin szlajamy się po mieście jemy w małej knajpce lokalnej ryż z kurczakiem, pijemy piwo, wodę, lokalną colę i odpoczywamy.
Z okazji Walentynek wypijamy Cuba Libre na tarasie modnej turystycznej knajpki na Plaza Vieja, czyli starym, oryginalnym placu miesta, otoczony przez historyczne budynki z wieloma arkadami. Na placu stoi oryginalna rzeźba Vieje fantastico, czyli fantastyczna podróż, z nagą kobietą, siedzącą na wielkim kogucie, trzymającą w ręku wielki widelec. Ciekawe….
W głównym miejscu placu wielka fontanna z 1796 roku. Walczymy dzielnie i w naszym zwiedzaniu lądujemy też na Plaza de San Francisko, gdzie ogromna bazylika franciszkanów poraża nas wielkością. Tuż obok fontanna lwów, czyli La Fuente de los Leones, wzorowana na słynnej fontannie w Alhambra w Granadzie. Oczywiście dzieło włoskiego artysty rzeźbiarza Giuseppe Gaggini z 1836 roku.
Oglądamy parę galerii z malarstwem współczesnych kubańskich artystów, a także muzeum niewolnictwa Afrykanów. Robi wrażenie. Na Kubie były tysiące niewolników w latach kolonializmu. Potomków widać do dziś, także można śmiało powiedzieć, że Kuba jest niezwykle różnoraka i pełna kontrastów. Nie chodzi tylko o kolor skóry jej mieszkańców. Ale widoczna jest też duża bieda. Idziemy jeszcze przez Paseo del Prado, najbardziej malowniczy bulwar w Hawanie, popularny ze względu na swoje ocienienie, drzewami które rosną dookoła bulwaru a także dlatego, że jest na niej niezliczona ilość lokalnych artystów, wystawiających swoje prace, od rysunków, obrazów po rzeźby wszelakiej maści.

Wracamy częściowo nadmorskim bulwarem z hiszpańskiego zwanego malecόn. Na szczęście wiatr od morza daje trochę ochłody, ale nawet po 16.00 jest dosyć ciepło. Zresztą naprawdę jesteśmy zmęczeni.
Nogi bolą niemiłosiernie. Robimy dziś chyba ponad 10 km piechotą. Ale jesteśmy zadowoleni.
Około 19.00 idziemy jeszcze coś zjeść. Okazuje się, że w knajpie, gdzie jedliśmy wczoraj pizzę i spaghetti, zrobili okolicznościowe menu i wszystko dwa razy droższe. Także obrażeni wyszliśmy i szukaliśmy dalej. No trwało to trochę w końcu do dziadowskiego baru trafiliśmy, jedzenie pod psem i nic ciekawego. Piwo drogie, cola droga (tylko meksykańska). Wieczorem robimy sobie swoje Cuba Libre.
———————————–