Dzień pięćset pierwszy – 06. 02.2020
Meksyk wydawał nam się, przed przyjazdem tu rajem kulinarnym. I pewnie można znaleźć tu mnóstwo smaków. Jednak próbując zmieścić się w zakładanym przez nas budżecie (niewielkim…), ciężko jest znaleźć coś smacznego do jedzenia na mieście. Zwłaszcza objawia sie to podczas poszukiwania śniadania. Dziś już 3 raz zawędrowaliśmy a lokalne mercado w poszukiwaniu jedzenia. Owszem są knajpki w okolicy hotelu, które serwują kompletne śniadania za około 60 Peso. To jest trochę ponad 3 USD. I to wydaje się nam trochę za drogo… :). Wiem, wiem sporo z Was uważa pewnie, że to normalna cena. I tak pewnie jest, ale oszczędzanie już tak nam weszło w krew, że chcemy coś tańszego…
A, przed śniadaniem rozstajemy się z Anną. Już chyba definitywnie podczas tych naszych obecnych podróży. Ona rusza dalej na północ Meksyku i potem kierunek USA i Alaska. My zaś za kilka dni lecimy na dalszy „odpoczynek” na Kubę do Hawany. A potem wracamy do Kolumbii do naszego samochodu, by kontynuować dalej podróż autem…
Dziś też zmieniamy hotel. Ten dziś nas trochę zdenerwował, bo chcieliśmy zarezerwować kolejne noce, już w pokoju tylko dla dwóch osób. Jednak zaoferowana nam ponownie pokoik bez okna, a w sieci były zdjęcia dużo lepszego standardu. Zatem pakujemy się i ruszamy do innego miejsca.
Spacer do kolejnego hotelu w pobliżu okazał się fiaskiem. Nie było już tam wolnych miejsc… A szkoda, wielka szkoda, bo to całkiem nowy obiekt i wyglądał zachęcająco. Ale trudno, na szybko rezerwujemy inną opcję. Wiąże się to z wyproszeniem u niezbyt uprzejmej recepcjonistki hasła do internetu. Jedziemy zatem metrem z dwoma przesiadkami do naszego celu. Tym razem jest to hostel, więc pokoje są delikatnie mówiąc słabej jakości. Ale za to w cenie jest śniadanie. Liczymy, że będzie ono spore…
Robimy jeszcze rozeznanie okolicy. Wstępujemy na obiad do pobliskiej i poleconej przez recepcjonistę z hostelu knajpki. Ale nie zachwyca nas ona za bardzo. Jednak zjadamy trochę bo pora jest już późna.
——————————–