Dzień trzydziesty piąty – 28.10.2018
Najgorsze jest to, że czas jakby znowu zwolnił, a ja ciągle nie mogę się przyzwyczaić do kolejnej zmiany czasu. Budzę się w nocy, rano już nie mogę spać. W nagrodę około 15.00 mam straszliwy zjazd i zwykle muszę się położyć, czasem nawet przysypiam, odruchowo po prostu. Czuję się tak, jakby mi ktoś wyłączył energię.
O 13.00 wypłynęliśmy z Vittorii. Wyjątkowa sytuacja – dziewczyna pilot przypłynęła na pokład, wyprowadzić nas z portu. Przepiękna Brazylijka, młoda, szczupła, z ciemnym kucykiem. Nie dość, że wszyscy chcieli ją zobaczyć, to jeszcze bardzo chcieli się pokazać (a może raczej przyjrzeć dziewczynie) wyprostowani jak struny, każdy z poważną, profesjonalną miną marynarza.
Na pokładzie cały czas jest Matheo. Inspektor z Rina. To niewysoki Włoch, raczej nie wygląda na przedstawiciela tej nacji, bo jest w zasadzie ryżym blondynem, lekko siwiejący, krótkowłosy, z jakąś taką skłonnością do kręcenia się loczków. Lekko łysieje na czubku głowy, a okulary opierają mu się na wydatnym, ostrym nosie. Ubrany jest zwykle w szary kombinezon z odblaskowymi paskami na ramionach i przy łokciach, a na boku rękawa ma emblemat flagi włoskiej. Z tyłu napis RINA 1861. Podobno wyrzucili go z ojczyzny do Brazylii bo nabroił straszliwie. Ale to tylko legendy. Na razie kręci się po statku, albo z Sergeyem, albo z Krzyśkiem (głównym mechanikiem) i sprawdza i kontroluje i głowę zawraca. „a kim on tam jest” – powtarza Marek, ale trzeba robić dobrą minę do złej gry i dać mu to co potrzebuje.
Przez krótką chwilę rozmawiam z nim, potem dłuższą kolejnego dnia. Nie wiem co o nim sądzić, a zresztą ta wiedza nie jest mi potrzebna. Lubię sobie wyobrażać różne historie, ale jak on mi zaczął opowiadać, że ożenił się z Peruwianką, a później w miedzy czasie wyszła historia ,że ma dwoje dzieci w Italii, a żona nie pozwala mu ich odwiedzać, a raczej nie chce ich przysyłać do Brazylii, to zaczynam wątpić w to co się stało. To są niebywałe historie, które pozwalają na dwu, trójjęzyczność. W każdym razie od czterech lat jest w Brazylii i na pewno ma dwójkę dzieci we Włoszech.
Dziś rano kolejna awantura. Isabelle poprosiła messmena, żeby przyniósł dodatkową porcję jajecznicy (bo faktycznie ostatnio coś okrojone porcje są, wystarcza, ale jest takie wrażenie, że nie ma za dużo, bo nie zostaje, stąd to wrażenie). Ivan przyniósł o poproszoną porcję, po czym Katherina, greczynka, zaczęła ochrzaniać Isabelle, że sobie nie życzy żeby coś zamawiała, bo tu wszyscy pracują, że my tylko przeszkadzamy, że ona nie może się odzywać w imieniu pasażerów i takie jakieś dziwne obiekcje. W każdym razie już od tygodnia przynajmniej wśród pasażerów jest parszywa atmosfera, mało kto się do siebie odzywa, wszyscy mają jakieś dziwaczne animozje i antypatie.
Marek mówi, że Isabella po prostu źle zaczęła. Że chciałaby dobrze dla wszystkich, a wyszło tragicznie wprost. Trudno. Jeszcze dwa tygodnie rejsu. Jakoś to będzie. Byleby tylko nie wychodziło to specjalnie poza krąg pasażerów.
Kapitan ma taką moc, że może KAŻDEGO wysadzić ze statku w jakimkolwiek porcie. To niebywałe kompetencje i tak sobie myślę że to nawet ciekawe. Podobno może także udzielić ślubu komuś, kto jest wolny (ciekawe jak on to by sprawdził), bo kapitan, jako przedstawiciel prawa w gibraltarskim prawie może to zrobić.
Ale nic to. Siedzę znowu na mostku, atmosfera ciszy i skupienia. Kapitan opowiada różne historyjki. Na razie nie jest do śmiechu, bo na ten moment próbują odnowić certyfikat, stąd też Matheo z RINA na pokładzie, który ma wysiąść w Rio, ale za to na jego miejsce ma przyjść kolejny inspektor, na kolejną kontrolę. Marek zirytowany. Zaczyna mówić, ze ma dosyć tej kompanii, bo nie ma miejsca na naprawdę potrzebne inwestycje. Wszyscy tylko chcą, by jakoś to było, bo tu się trochę połata, tutaj „porzeźbi w gównie” i jakoś to będzie. Może uda się zaoszczędzić kolejne pieniądze. Każdy kapitan ma swoje tabelki, KPI (key performence indicators, jak w każdej dużej organizacji, kluczowe wskaźniki sukcesu), w których wyraźnie widać ile zarobił dla firmy. Jaka jest różnica miedzy przychodem a kosztem. Jak wszędzie. Tak sobie myślę czasem, że najważniejsze to nie popadać w przesadę. Trzymać dystans. Znaleźć właściwą sobie pozycję dla spokoju i swojej czasowej adrenaliny. W zależności od tego co lubisz…
Sergey paraduje po mostku z metalowym kubkiem „ludziepodróżują.pl”, który dostał od nas w prezencie. Opowiada historię młodego Filipińczyka, który kręci się po mostku. Sharp sniper. Czy wiesz dlaczego? Pływał 8 miesięcy i 3 miesiące w domu. Po kolejnym kontrakcie pojechał do domu, spotkał dziewczynę, zakochał sie, ożenił i spłodził dziecko. Dlatego wszyscy go nazwali ostry snajper. To są ciekawostki.. statkowe..
Chłopak spogląda na mnie i uśmiecha się z rozczuleniem. To było dwa lata temu, mówi. Sergio spogląda na niego z niedowierzaniem – dwa lata temu, a my ciągle tutaj, w tym samym miejscu? Fuck. Połowa mojego życia upływa tu w pracy. A twoje prawie całe – dodaje patrząc na Filipińczyka.