Przez Atlantyk – Dzień 38

Dzień trzydziesty ósmy – 31.10.2018

Czas leci szybko. My sobie całą noc spaliśmy, bo późno poszliśmy spać, trzeba było posiedzieć trochę z panami oficerami.. Na szczęście tylko do pierwszej, wiec rano mogliśmy spokojnie wstać. Ja nawet trochę wcześniej, bo jakoś na statku nie mogę tyle spać. Myślę, ze to dlatego, że za dużo człowiek tu nie robi, że się nie przemęcza. Brak wysiłku fizycznego (bo co to jest 40 minutowy trening codziennie?). No więc my sobie całą noc spaliśmy, a statek myku myk płynął, te swoje 15-17 węzłów na godzinę, rano patrzymy, a my cały czas wzdłuż wybrzeża podążamy. O 11.00 pilot z Santos już był na pokładzie i kolejny port przed nami. Akurat Santos troszeńkę znamy bo byliśmy tu już cztery lata temu, podczas poprzedniego rejsu.  Teraz już wiedzieliśmy co i jak, ile czasu statek będzie wpływał do portu, jak wyjść do miasta, co zobaczyć w mieście, gdzie zjeść, gdzie wypić.

P1030644 do srony

Po lunchu mogliśmy spokojnie wyjść do miasta. Oczywiście jako skończeni romantycy odwiedziliśmy ten sam bar, w którym byliśmy w 2014 roku. Trochę było takie wrażenie, jakby czas się cofnął. Byliśmy w mieście, w którym wiele wydawało się znajome. Wypiliśmy tradycyjnie świeżo wyciskany sok pomarańczowy i zjedliśmy lody, wydając ostatnie brazylijskie reale. Dziś mamy wypływać w nocy do portu Paranagua. Czas leci. Szybciej niż mógłby na to wskazywać jakikolwiek czasomierz. Ale żyjemy, czuję to. Bo dobrze wiemy, ze czasu jest mniej, niż się nam wydaje.

46173071_282982402327502_4705380949032960000_n