Przez Atlantyk – Dzień 43

Dzień czterdziesty trzeci – 05.11.2018

Stoimy na kotwicy tuż przy Montevideo. Kapitan dostał dokładne koordynaty gdzie ma rzucić kotwicę. Czekamy. Po południu, około 18 ma przyjechać jeden pilot i przeprowadzić na przez estuarium Rio de la Plata, a później, już na rzece, przypływa kolejny pilot i około 14 godzin płyniemy do Zarate.

Rano spotkały nas i całą załogę kolejne przygody. W ogóle to trochę taki rejs, gdzie dużo się dzieje, ale to pewnie dlatego że dużo wiemy. Ponieważ w Antwerpii była zmiana lin i osprzętu do obu łodzi ratunkowych, dziś, korzystając z tego że stoimy na kotwicy i jest ładny, mało wietrzny dzień, łodzie zostały opuszczone do wody. Pierwsza, od portside poszła prawie bezboleśnie. Druga, starboad już dużo gorzej, opuściła się ładnie do wody, natomiast za cholerę już nie mogła zostać wciągnięta do góry. Przez ponad 2 godziny trwało zanim łódź znalazła się z powrotem na właściwym miejscu. Zawiodła tym razem elektryka.  Czasem się zastanawiam, co na tym statku działa. Bo z silnikiem to na pewno nie jest wszystko ok. tylko cały czas takie rzeźbienie w odchodach (cóż za eufemizm sobie wymyśliłam….) ciągle to samo. Nikt nie inwestuje, tylko ze starej skorupy chce wycisnąć ile się da.