Dziś rano zmieniliśmy ponownie hotelik. Wczoraj wieczorem dowiedzieliśmy się, że w naszym dotychczasowym nie będzie miejsca na kolejny nocleg. Właściciel twierdził, że ma już komplet, a my nie pomyśleliśmy wcześniej o rezerwacji. Miejsce na kolejną noc znaleźliśmy w „Dixie Pig”- guesthouse naprzeciw, w którym jedliśmy poprzedniego dnia śniadanie. Po lekko spóźnionym odebraniu nas z hotelu przez organizatorów kursu gotowania, skuterami podwieziono nas na targ, gdzie dołączyliśmy do naszej grupy. Na bazarze zapoznaliśmy sie z różnymi rodzajami warzyw i przypraw występujących w tym rejonie i używanych w tajskiej kuchni. Bardzo nas zainteresowała trawa cytrynowa (lemongrass), używana do dużej ilości potraw, różne rodzaje imbiru, tajska kolendra, dwa gatunki limonek i różnorodne papryczki. Nastepnie przeszliśmy uliczkami starego miasta do domu, w którym były stanowiska dla nas. Każdy miał swój stolik z palnikiem i wokiem. Wok używany jest tu powszechnie. Z listy dań możliwych do przyrządzenia wybraliśmy po pięć różnych, aby urozmaicić dzisiejsze menu. Na pierwszy ogień robiliśmy, ja Pad Thai, a żona fried cashew nut with chicken (czyli kurczaka z orzechami).
Rozdzielono nas na poszczególne podgrupy, które przygotowywały potrawy. Zabrałem się za przygotowywanie pad thai. Po wstępnym pokrojeniu wszystkich składników jako pierwszy na woku podsmaża się rozgnieciony czosnek na oleju. Po paru chwilach dodajemy drobno pokrojoną pierś z 15kurczaka. Smażymy minutę, całość odsuwamy na bok Woka, a na środek wbijamy jajko i i mieszając ścinamy je. Kolejnym krokiem jest wymieszanie z wcześniej usmażonym kurczakiem.
Ponownie całość odsuwamy na bok, a na środek woka wlewamy szklanke wody i wrzucamy makaron ryżowy. Mieszamy go, dodajemy łyżeczkę cukru, łyżeczkę suszonych krewetek i pokrojone tofu. Po kilku minutach mieszamy z resztą składników, dodajemy szczypiorek, skrapiamy limonką i doprawiamy sosem rybnym. Ocenę moich umiejętności kulinarnych pozostawiłem żonie. Po jej minie widziałem, że jest rozsmakowana….
Kolejne dania były równie ciekawe i urozmaicone, stanowiły nowe doświadczenia smakowe. Mieliśmy wrażenie, że odkrywamy kuchnie tajską od nowa. Zaczęliśmy rozpoznawać dania, które wcześniej jedliśmy.
Niektóre przyprawy były dla nas dużym zaskoczeniem. Najedzeni do syta wieloma daniami, przygotowanymi przez nas samych w miłej, wielonarodowościowej ekipie, możemy z czystym sumieniem polecić ten rodzaj kontaktu z tajską kuchnią. Bardzo smaczne były różne curry, które przygotowywaliśmy, a także desery, zachwyciły nas swoim smakiem. Wieczorem poszliśmy nadać paczkę do Polski z pamiątkami. Nie chcemy ich nosić ze sobą, ważą 5 kg i nie mamy gdzie ich pomieścić w plecaku. Na przyszłość radzimy zwrócić uwagę, że część sklepów bądź agencji np. pocztowych, może być nieczynnych w niedzielę. Wysyłamy paczkę z agencji pocztowej, można ją znaleźć na nocnym bazarze.
W Chiang Mai odbywał się dziś wieczorem wielki festyn. Setki straganów rozstawionych wzdłuż północnej bramy miasta. Zbyt długo nie chodzimy tam. Nic nie kupujemy. Zakupy zrobione i wysłane pocztą. Ale na ulicach gwar, pomimo późnej pory. Tłumy ludzi, głównie turystów, ale nie tylko. Stare miasto jest rozświetlone tysiącem świateł.