Tajlandia – jedenasty dzień wyprawy

Tajlandia to kraj pełen uśmiechniętych, życzliwych ludzi, fantastycznej architektury, egzotycznej i smacznej kuchni. Pałace, drapacze chmur, drewniane chaty, skrajności i przeciwieństwa, wszystko to możesz znaleźć w tym kraju.

Wczoraj wieczorem przekroczyliśmy granicę Malezji z Tajlandią. Pociąg zatrzymał się, wysiedliśmy na punkcie granicznym. Najpierw kontrola malezyjska, później tajlandzka. Na szczęście od prawie pół roku Polacy nie potrzebują wiz. Całość odprawy trwała około 1 godziny. Następnie wsiedliśmy z powrotem do pociągu, gdzie dostawiono już tajlandzką lokomotywę. Kobieta z „cateringu” przyniosła kartę, zamówiliśmy obiad i od razu śniadanie. Po półgodzinie przyniesiono dania. Później rozłożono nam łóżka i poszliśmy spać. Ranek powitał nas tajlandzkim słońcem, choć w przedziale zimno, bo klimatyzacja całą noc działała.Do Bangkoku dojechaliśmy o 12.00. W Tajlandii w stosunku do Malezji jest różnica czasu 1 godzina, więc znowu przestawialiśmy zegarki. Taksówką z dworca Hua Lamphong dotarliśmy do hostelu Marcopolo.

Bangkok 26 lutego 004
Warunki – hmmm… – delikatnie mówiąc średnie. Toaleta wspólna z prysznicem, pokój wielkości łóżka, no, może 60 cm szerszy. Brak gniazdek elektrycznych w pokoju. Musimy ładować sprzęt (telefon, aparat czy laptop) przy recepcji.
Ale w nagrodę niewygórowana cena za ten pokój, blisko ulicy Ko San Road – serca taniego podróżowania w Bangkoku. To dzielnica gdzie tanio możesz kupić ubrania, uszyć je, zrobić niedrogo masaż, stóp lub całego ciała, kupić pirackie płyty, najeść się do syta, głównie Pad Tai – makaronem z kiełkami i jajkiem, z dodatkiem kurczaka lub krewetek. My oczywiście próbowaliśmy tego przysmaku, a także korzystaliśmy z masażu stóp. Łóżko przy łóżku, przy blasku księżyca, siedzą turyści, a młode i starsze Tajki (lub Tajowie) masują stopy.

IMG_3548

Przy okazji zebrałam doświadczenie z Fish Spa, czyli głodne, małe rybki ogryzły mi skórę, lub jak kto woli martwy naskórek. Noc głośna jak nigdy. Dookoła masa dyskotek i nocnych barów. Panowie i panie wciskają wizytówki w rękę. Najbardziej zaciekawił nas ping pong w wykonaniu Tajskich kobiet. Ale może to pominiemy milczeniem…Nie skorzystaliśmy. Dobrze, że nasz pokój jest na drugim piętrze. Dudnienie basów z dyskotek docierało już w niewielkim stopniu. Ko San Road wraz z okolicznymi uliczkami to również biura turystyczne różnej maści. W jednym z nich zamawiamy wizy do Kambodży i Wietnamu. Wypełniamy wnioski wizowe, zostawiamy 3 zdjęcia i paszporty. W zamian dostajemy ksero paszportu i kartę wjazdową, którą dostaliśmy na granicy. Nie ma problemu z wypłatą z bankomatu. Jest ich dużo w tym rejonie.