Przez Atlantyk – Dzień 31

Dzień trzydziesty pierwszy – 24.10.2018

Jesteśmy na redzie w Vitorii ja na mostku. Bardzo dobre miejsce, żeby znaleźć inspirację do pisania, bo muszę przyznać, że człowiek jest tu tak rozleniwiony, że nic się nie chce. Niby jest czasu pełno, ale mija on tak szybko, że nawet się nie obejrzymy, a już zleciał kolejny dzień. Na mostku jest przynajmniej atmosfera pracy i skupienia. Cisza, tylko lekko wibruje powietrze i ciche szeleszczenie klimatyzatora. Stoimy na kotwicy. W Vitorii znajduje się specjalny, wyznaczony obszar na zrzucanie kotwicy. Kapitan pokazuje jak to wygląda na mapie. Po lewej stronie znajdują się wraki, lekko poniżej widoczne kable  elektroniczne, na które też trzeba uważać.

Będziemy stać cały dzień może jutro wejdziemy do portu może pojutrze. Na razie stoimy. Mamy już zasięg telefoniczny, ale niestety sms, który przyszedł zakomunikował, że koszt połączenia do Polski to 5 złotych za minutę, koszt sms – 2 złote. Po włączeniu telefonu i złapaniu sygnału od razu dźwięk przychodzącego sms – a. To Mama. „Widzę że stoicie już w porcie. Mam nadzieję, że wszystko w porządku, kocham tęsknię bardzo”. Ot, technologia. Na stronie Marinetraffic  Łukasz pokazał jej jak można sprawdzać pozycję statku, także teraz Mama wyedukowana i patrzy…

Wysyłam do niej zwrotnego sms-a, że wszystko w porządku. Nigdzie więcej nie piszę, bo jak to Górska mówi, szkoda impulsów. A poważnie mówiąc jest to zbyt drogie, a poza tym trudno wybrać osobę do której napisać bo jest tak wiele znajomych którzy czekają na jakiś znak.

Na mostku zawsze są dwie osoby. Oficer i młodszy marynarz. Czasem może być sytuacja, że któryś jest sam. Ponieważ na bieżąco trzeba śledzić parametry. Obserwować morze, czy przypadkiem nie napadają na statek piraci. Na mostku zatem znajduje się przycisk który pozwala uniknąć sytuacji potencjalnie niebezpiecznej.

Właściwie są dwa przyciski na mostku i dwa na zewnątrz, po prawej i lewej stronie. Jeśli oficer co 6 minut nie przyciśnie tego przycisku, to odzywa się piskliwy alarm w kabinie pierwszego oficera i kapitana. Jeśli on nie ucichnie, to pierwszy oficer musi pójść na mostek i zobaczyć co się stało.

Wszystkie informacje które udaje nam się uzyskać są niezwykle ciekawe.  Możemy od kuchni poznać tajniki pracy na statku. A ten rejs jest szczególny pod tym względem. Polski kapitan, pierwszy mechanik na statku to Polacy. Dlatego mamy oczywistą przewagę w poznawaniu pracy na morzu. Poza tym Marek i Krzysiek są niezwykle sympatyczni i można powiedzieć, że szczerze się zaprzyjaźniliśmy…

Kiedy spędzasz dużo czasu w środowisku obcojęzycznym zaczynasz automatycznie używać i wtrącać słowa. Przeżyliśmy już to ostatnio w Ameryce Południowej. Teraz jest podobnie, ponieważ cały czas jesteśmy w środowisku, gdzie musimy posługiwać się angielskim, żeby się porozumieć, odruchowo mówimy do siebie po angielsku.