Dzień trzysta osiemdziesiąty drugi 10.10.2019
Dopadła nas schiza. Normalnie czujemy się zastraszeni, aż strach wyjść z hotelu. Dobrze, że nasze auto stoi na parkingu zamkniętym, murowanym, nie widać go w ogóle z ulicy. zdecydowaliśmy wczoraj, że pójdziemy dziś do ambasady. Z naszego hotelu jest blisko, raptem 10 minut piechotą. Już po 8 jesteśmy w budynku konsulatu i rozmawiamy z konsulem. Sytuacja trochę nieciekawa, nadal otrzymujemy pogróżki (!) mówiące o tym, że mamy wziąć odpowiedzialność za niezawiniony przez nas wypadek. Jesteśmy bardzo zdenerowani cały czas. Strach wyjść z hotelu. Do blacharza jedziemy w obie strony taksówką odebrać wyprostowaną drabinkę i zderzak tylny. Schiza cały czas. Przeświadczenie, ze nas znajdą, złapią, zlinczują, ukatrupią, ( a bo to mało się słyszy o jakiś postreleniach!) Jemy obiad na lokalnym markecie. Mamy tam już taką ulubioną jadłodajnie.
Później wracamy do ambasady. Nasz plan pierwotnie zakłądał, że po prostu jutro rano o 4, lub 5 skoro świt wyjedziemy z miasta i wyjedziemy do Chile. Jakoś mamy tak, że obawiamy się nawet, czy przekroczenie granicy będzie możliwe. Konsul dzwonił i konsultował sie z policją. Prowadzący śledztwo powiedział, ze dobrze, żebyśmy przyszli i złożyli zeznania. Konsul potwierdza nam, że tak byłoby chyba najlepiej. No dobra. Wracamy do hotelu, gdzie spędzamy całe popołudnie i wieczór, w zasadzie nie wychodząc tylko połykając jeden za drugim odcinki serialu Grace & Franky.