Peru – Dzień 381

Dzień trzysta osiemdziesiąty pierwszy    09.10.2019

Dziś dzień długi, męczący, stresujący, wyczerpujący, wku… przepraszam, irytujący. A wszystko właśnie dziś, na kolejne urodziny. Najpierw dostałam drogi prezent, bo jakże inaczej nazwać wizytę w warsztacie mechanicznym w Limie, gdzie naprawdę sami fachowcy, fachowo się zabrali do naszego auta, wymienili wszystko co było zaplanowane – Olej, filtry, tuleje tylnego zawieszenia, przewód ciśnieniowy oleju, sprzęgło wisco, regulowali zawory i jeszcze się zabrali za miekkie, gąbczaste ostatnio hamulce. Wymienili pompę podciśnienia hamulców. Wszystko wydawało się ok. Zapłaciliśmy 1300 soli co wydawało się dużo (wynegocjowałam niewielkie 5% rabatu). Tuż obok był blacharz, który za skromne 750 soli zaproponował wyklepanie naszego Defendera po poniedziałkowym wypadku.

nowe021image005

Wszystko wydawało się ok. Zdjął drabinkę i tylny zderzak, które ucierpiały. Wyklepał trochę tył. Wieczorem mieliśmy zaplanowane podjechać na wybrzeże do wynajętego wczoraj przez aplikację Airbnb mieszkania.  Niestety. Żadnego kontaktu z gościem, od którego wynajęliśmy. Mieliśmy adres i wszystkie detale, bo wczoraj wszystko załatwiliśmy, dopytaliśmy czy jest miejsce parkingowe i takie tam szczegóły. Dziś piszę na whatsupie do gościa, że będziemy około 18.00. żadnego odzewu. Piszemy drugi raz, dzwonimy. Zero kontaktu. Dzwonimy też ze zwykłego telefonu (peruwiański numer mamy). Nie odbiera. Żadnego odzewu. Decydujemy sie jechać pod wskazany przez niego adres. Niestety nikogo nie ma. Cieć, który pilnuje budynku mieszkalnego próbuje się skontaktować z właścicielem, ale też bez rezultatu. Jesteśmy gorzej niż wkurzeni. Jesteśmy tak zeźleni, tak zirytowani, tak wzbiera w nas złość, że aż trudno to wyrazić.  chce nam się wyć, kopać w coś (nogą najlepiej) albo cokolwiek. Coś zrobić…

image004

Decydujemy się wrócić do hotelu i poczekać do jutra, bo jutro mamy zaplanowany powrót do blacharza, na dokończenie klepania naszego auta.

W hotelu odpoczywamy, kąpiel, ogarniamy się z netem. I znowu wielka, ogromna nerwówka. Co się stało? Nasze ogromne wzburzenie sięga zenitu. Ja się dosłownie trzęsę. Może trochę ze strachu, może trochę z ogromnej irytacji, może z bezsilności. Okazało się, że chłopak który uderzył z ogromnym impetem w tył naszego auta jest młodym dziennikarzem takiego tutejszego „Faktu”, czyli pisma El Popular. Rodzina zorganizowała krótki wywiad dla prasy, ukazał on się w internecie. Jest zarówno filmik, na którym ojciec i matka chłopaka, wypowiadają się, ze turyści uciekli z Peru, że policja im pozwoliła że nie ponieśli żadnej odpowiedzialności za spowodowanie wypadku i takie tam kłamstwa i oszczerstwa… Jak się później dowiadujemy w Peru tak już jest, kłamstwo, szkalowanie, oszukiwanie jest na porządku dziennym i jest społecznie akceptowane takie postępowanie….!?

Dodatkowo rodzina zaczyna umieszczać komentarze pod naszymi postami na FB. Oczywiście wszystko w tonie, że musimy ponieść odpowiedzialność, że jesteśmy winni i tak dalej…, i tak dalej. Chce się gryźć palce z bezsilności i oburzenia na ich arogancje i ataki…

W takim stanie idziemy spać. Nie jest dobrze.