Dzień pięćset osiemdziesiąty piąty – 30.04.2020
Co by tu napisać, żeby było lepiej. Chcielibyśmy napisać, że udało nam się wynająć mieszkanie i jutro się przenosimy do apartamentu w mieście. Ale nie. Nie udało się. Pojechaliśmy dziś i o 11.00 byliśmy w Santa Marta. Ochroniarze nas nie wpuścili na teren osiedla, nie mogliśmy zobaczyć mieszkania, bo podobno administracja obiektu nie chce żadnych gości na terenie. Niby właścicielka mieszkania nas przepraszała, niby mówiła że to wszystko da się załatwić, ale finalnie poczuliśmy, że gdybyśmy wynajęli ten apartament to wszystko mogłoby być jeszcze gorzej, bylibyśmy jak w więzieniu. Zamknięci, gdzie pilnują nas ochroniarze, albo jeszcze gorzej sprawdzają jeszcze nr końcówki paszportu, czy oby na pewno możemy wyjść na miasto. Dramat.
Nasz mózg błyskawicznie się przestawił. Na plaży lepiej, spokojniej, więcej przestrzeni, więcej swobody, więcej możliwości. Oczywiście, że piach włazi wszędzie, że wieczorem komary gryzą, że to wszystko już jest bardzo męczące. Ale trudno. Wracamy do naszego raju…
W Santa Marta zrobiliśmy jeszcze zakupy, czekając w długiej kolejce ponad godzinę, aż możemy wjechać na parking, potem zakupy i szybkie ceviche z krewetek, którego nie potrafię sobie odmówić…
A po owoce jedziemy do Guachaca, jakby w Santa Marta nie było warzywniaków… 🙂
——————————–