780. Poranne ćwiczenia

780 dzień wyprawy

Niektórzy zaczynają dzień od medytacji. Inni od przewracania się na drugi bok i udawania, że to jeszcze noc. Ale ci najbardziej szaleni – od ćwiczeń. Tak, poranne wygibasy, czyli tajna broń przeciwko zginięciu w fotelu biurowym i starzeniu się jak banan zapomniany w plecaku.

Wbrew pozorom, nie chodzi tu o przekształcenie się w greckiego boga w 10 minut (chociaż… kto wie). Chodzi o to, żeby ciało – ten często zaniedbywany pojazd dla naszej głowy – nie zaczęło skrzypieć przy każdym schyleniu po skarpetkę. Poranne ćwiczenia to jak smarowanie zawiasów – trochę szarpnięć, parę westchnień, ale potem drzwi do dnia otwierają się z gracją.

Podskoczysz raz, drugi, zrobisz skłon (albo coś, co tylko przypomina skłon) i nagle – o dziwo – masz więcej energii niż po trzecim espresso. Krążenie rusza, tlen wpada do mózgu, a endorfiny – te małe chemiczne elfy – zaczynają robić imprezę w twoim układzie nerwowym.

No i najważniejsze – forma. Nie chodzi o to, żeby wyglądać jak okładka magazynu fitness. Chodzi o to, żeby dać radę wejść po schodach bez zadyszki większej niż po wyznaniu miłości w podstawówce. Albo żeby kręgosłup nie krzyczał „NIE!” za każdym razem, gdy schylasz się po pilota.

17.04.2025