211. Śnieg na Paulina Peak

211 dzień wyprawy

Podczas podróży rzadko zdarzają się chwile kiedy wiele elementów sprzyja komfortowemu samopoczuciu (oczywiście to subiektywna ocena). Zwłaszcza kiedy funkcjonuje się prawie zawsze na świeżym powietrzu (co akurat może być piękne). Dzisiejszy poranek można zaliczyć do jednego z lepszych w ostatnich dniach. Wybrane na nocleg wczoraj miejsce okazało się optymalne. Pogoda rozpieściła nas od samego rana. Było piękne słońce, zatem przygotowanie porannej kawy było nadzwyczaj miłe. Skorzystalismy też z pogody i przygotowaliśmy pyszne śniadanie – drożdżowe racuchy i słodkie kakao. Naprawdę cudowny poranek.

Dookoła nas jedynie natura, drzewa, błękit nieba. Czego chcieć wiecej. Po śniadaniu decydujemy się ruszyć  w stronę Newberry Vulcano Nacional Park. To rozległy park. Ogromny teren który powstał po wybuchu wulkanu, dookoła (czyli na obszarze 600 mil kwadratowych, czyli ogromny rejon) otaczające pozostałość po wulkanie góry. Dosyć wysokie szczyty wypiętrzone po wybuchu, a w środku właśnie park Newberry.

W jednej z jego części są piękne dwa jeziora, Paulina Lake i East Lake. Tuż obok duża góra właśnie Paulina peak, prawie 8 tysięcy stóp. Wjeżdżamy na niego po stromej drodze, szutrowej takie specyficznej o charakterystycznej tarce. Słabo się po tym jedzie bo wszystko trzęsie, ale poza tym ok. Na górze niespodzianka, nie dość że sporo śniegu, po prostu wszędzie biało, to jeszcze od połowy góry zaczynają się mgły. Cała dolina jest spowita mgłą, niczym spienione mleko. Stoimy, patrzymy, marzniemy. Nic nie widać. Chowamy się do samochodu. Co robić.

Wjechaliśmy wysoko do góry, na punkt widokowy, a tu nie ma widoku. Wiadomo. W podróży czasem tak jest. Ba.. jest tak bardzo często że przyjeżdżasz gdzieś, w miejsce, które widziałeś w folderze reklamowym, na mapkach informacyjnych, wyglądało pięknie, a tu taki niefart… nic nie widać. Mgła dookoła. Siedzimy w zaparkowanym samochodzie i czekamy nie wiadomo na co. Przecież gołym okiem widać, że dookoła mgła. Postaliśmy tak z 10 minut, przez ten czas przyjechały 3 samochody, przyjechały i pojechały. zjechały na dół. Zaczęliśmy i  my zjeżdżać powoli, ale okazało się, że jak tylko ruszyliśmy, to z drugiej strony wiatr potężnie rozwiał chmury i mgły. Zawróciliśmy wiec na szczyt i czekamy. Nasze oczekiwanie zostało nagrodzone. Wyłoniło się najpierw jedno jezioro, potem drugie, potem znowu naszły mgły, potem znowu się lekko odsłoniło. Pomiędzy jeziorami jest niewielki stożek wulkaniczny. To znaczy na niewielki to on wygląda z góry, może wcale nie jest taki mały….

Podziwialiśmy jeszcze parę minut widok, w końcu podjęliśmy decyzję, o zjeździe w dół. Zanim jednak zjedziemy piszę do Łukasza. Chcemy zamówić do paczkomatu Amazona (Amazon Locker) piekarnik Colemana. Oczywiście piekarnik to za duże słowo, ale w każdym razie takie blaszane ustrojstwo, które pomoże nam piec chleb i nie tylko. Poszło gładko. Tym samym przybył nam na trasie przystanek w Redmond. To tam mają nam dostarczyć ów przedmiot. Do 3 października ma być… zobaczymy…

Obsidian. Wulkaniczne szkło…

Jedziemy na parking przy pozostałościach lawy gdzie dużą część oprócz bazaltu stanowi obsidian. To inaczej szkło, które w płynnej postaci wypłynęło podczas wybuchu wulkanu ze środka ziemi. Kamienie obsidianu  są czarne, pięknie gładkie, o połyskującej powierzchni. Robią wspaniałe wrażenie.

przygotowania do obiadu

Na parkingu gotujemy obiad. Dziś na wypasie pure ziemniaczane z paczki, fasolka szparagowa z puszki jajka sadzone. Na deser otwieram puszkę z ananasem…

Pojechaliśmy po obiedzie zobaczyć Paulina Fall, czyli piękny wodospad. Można o oglądać z dwóch stron, z góry i z dołu. Widok z każdej strony jest piękny, z tymże jak się zejdzie podziwiać z dołu wodospad, to później trzeba się wspiąć do góry na parking…

Wyjeżdżamy z parku zmęczeni ale szczęśliwi tyloma atrakcjami, które nieplanowanie dziś zobaczyliśmy.

Na nocleg pierwotnie obieramy leśny kamping. Okazuje się jednak że jest tam zbyt dużo amerykańskich nomadów, siedzą w grupie, obozują, nie dla nas takie klimaty. Nie przepadamy za „komuną”.

Jedziemy wiec paręnaście kilometrów dalej i zostajemy na miejscu noclegowym /parkingowo-kempingowym, tuż nad rzeką. Co prawdę w jakimś niewielkim oddaleniu są dwa stare kampery, a całkiem blisko ciężarówka z wyprawową kapsułą z Holandii. Ale nam to nie przeszkadza. Zimno. Chowamy się w aucie i oglądamy film. Dziś słabo nam się trafiło, ale wczoraj oglądaliśmy „AIR” o historii sponsorowania Jordana przez Nike. Puczający, ale też jak zaczęły tam padać kwoty, to włos się na głowie jeży. Ale to już temat na całą długą dyskusję. Nie tutaj…

26.09.2023

———————————