Dzień trzysta trzydziesty dziewiąty 28.08.2019
Dzisiaj męczący dzień. Spaliśmy w miarę spokojnie, tuż nad Andahuaylas, co prawda wczoraj wieczorem trochę się niepokoiliśmy bo na parking gdzie staliśmy przyjechała osobówka i jakoś tak podejrzanie wyglądała jak zaparkowała i nikt nie wychodził ze środka. Szybko się okazało, że to jakaś para przyjechała się migdalić i po godzinie pojechali. Towarzyszyło nam co prawda prawie całą noc poszczekiwanie pięciu psów, które spały z nami na tym parkingu, ale rano, po 6.00, jak się obudziliśmy psów już nie było, a my spokojnie ruszyliśmy w dalszą drogę. I uwaga: przejechaliśmy dziś prawie 500 km. Pomimo, że teren był bardzo górzysty, a trasa wymagająca.
Musieliśmy najpierw dostać się z Andahuaylas na drogę 30A, czyli 160 km po szutrze, no, może 140. Ale męcząco. Potem zjeżdżaliśmy z góry i pod górę i z góry i tak w kółko, aż w końcu zaszło słońce i udało nam się znaleźć nocleg 44 km od Nazca z widokiem na to miasto. Ale jechaliśmy w sumie prawie 10 godzin, z krótką przerwą na obiad. A … i krótka przerwa śniadaniowo – kawowa… Śpimy na 2700 m n.p.m, także ogrzewanie na pewno zadziała. Życie ma sens. Jeszcze tylko smaczne mango na kolację i można obejrzeć jakiś film i spać. Jutro ciekawy dzień, może ponownie spotkamy się z Jakubem i jego rodziną…