Argentyna – dziewięćdziesiąty dzień wyprawy

Rano budzimy się z dziwnym uczuciem miękkości i ciepła. Powoli dochodzi do nas, że to nie w namiocie dziś śpimy, tylko mamy 70 metrów kwadratowych do dyspozycji. Wstajemy, robimy jajeczniczkę na cebulce. Kaweczkę. Zaraz potem niestety proza życia przypomina nam i idziemy naprawiać motocykle. Na forum BMW F650 otrzymaliśmy kilka podpowiedzi, które chcemy wykorzystać w naszych motorach. Ponownie rozkręcamy nasz hałasujący motor, tym razem przekładamy napinacze rozrządu z jednego do drugiego motoru. Po chwili jest już wszystko jasne. Błąd i przeoczenie mechanika w Rio Grande, przez ostatnie kilkanaście dni kosztowało nas sporo nerwów. Mechanik popełnił  błąd źle montując napinacz w jednym z motocykli. Z tego powodu motor bardzo hałasował, stukał i rzęził.  Błędnie zmontowany napinacz rozmontowujemy, przekładamy zakleszczone tłoczki, a w nich sprężynkę i zaworek kulkowy. Po całej tej operacji motocykl przestał stukać. Jeden Roblem mamy z głowy, nie musimy z  tego powodu szukać serwisu w Mendozie czy wcześniej w Neuquen.

San Martin de los Andes
San Martin de los Andes

Co prawda motocykl dalej ma problem z porannym zapalaniem, ale jest to innego rodzaju usterka, z którą będziemy musieli powalczyć w najbliższym czasie.Po południu uskuteczniamy niedzielny spacer po San Martin de los Andes. Nasz camping położony jest na obrzeżach miasta. 20 minut spacerkiem dochodzimy do placu, skąd dobiegają dźwięki muzyki. Kilkadziesiąt osób słucha amatorskich występów. Miasto położone jest pomiędzy wysokimi górami, które wytwarzają specyficzny mikroklimat. Jest tu dużo chłodniej niż kilkadziesiąt kilometrów dalej.Dziś niedziela. Większość sklepów jest zamknięta. Nam jednak udaje się znaleźć otwarty sklep, kupujemy warzywa do zupy i po powrocie do naszego domku, gotujemy. Dziś na obiad zupa z soczewicy.   I czerwone wino…