Urugwaj – dwusetny dzień wyprawy

Dziś wielki dzień. Dwieście dni w podróży. Jak my to wytrzymujemy? Normalnie. Nawet można powiedzieć, że bardzo dobrze. Tak się złożyło, że dziś sobota i wieczorem Horacio i Elena zaprosili gości. Okazja jest podwójna. Po pierwsze przyjechali Polacy (czyli my) i trzeba ich zobaczyć, poznać, bo drugie jest mecz Urugwaj – Kolumbia (jedna ósma finału Mistrzostw Świata). Na mieście od samego rana duże podniecenie. Wszyscy machają flagami, w sklepach sprzedawcy mają poubierane czapki z napisem Urugwaj, nawet pomarańcze owinięte są w kolorowe papierki barw narodowych. Czad. Po akcji, kiedy to Suarez, najlepszy napastnik urugwajski dostał karę od FIFA za ugryzienie przeciwnika podczas meczu (zakaz gry przez 4 mieiące), w Urugwaju panuje narodowa akcja „todos somos Suares”, czyli wszyscy jesteśmy Suaresami. To taki symbol wsparcia dla zawodnika. Wszyscy mają maski z twarzą Suareza i zakładają, nawet prezenterzy w telewizji urugwajskiej.

W każdym razie dostaliśmy szalik z napisami Urugwaj i dzielnie kibicowaliśmy drużynie urugwajskiej podczas meczu. Niestety. Nie przyniosło to rezultatów. Urugwaj przegrał 0:2.

SONY DSC

W trakcie meczu Horacio wyciągnął z worka niespodziankę. Lechon  czyli prosiaczek. Niewielki, dwunastokilogramowy wieprzak. Przygotował dużo drewna i nieśpiesznie, bo ponad 6 godzin piekł prosiaka na parilli. Zaczęli przychodzić kolejni gości. Młodzi i wiekowi. Różni. W Urugwaju charakterystyczny jest ścisły podział płci. Nawet podczas przyjacielskich spotkań są dwa stoły – jeden dla męskiej części towarzystwa, drugi dla kobiet. Pytaliśmy później Elenę, skąd wziął się ten zwyczaj. Okazuje się, że to uwarunkowania historyczne wchodzą w grę.

SONY DSC

Podczas reżimu, jaki panował tu wcześniej przez wiele lat, mężczyźni zajmowali się sprawami militarnymi. Kobiety zostawały w tym czasie w domu. Przez kilkadziesiąt lat wojskowej dyktatury wytworzył się taki model stosunków międzyludzkich. To tutaj normalne. Kobiet nie miesza się w męski sposób życia i odwrotnie. Kobiety wiedzą co do nich należy i nie traktują siebie jak grupę gorszą czy mniej uprzywilejowaną…  Nie zmienia to faktu, że dla nas to jest trochę dziwne.

Z Buenos Aires przyjechali specjalnie Liliana i Alejandro. To było bardzo miłe ich zobaczyć i porozmawiać ponownie. Naprawdę mieliśmy wiele szczęścia trafiając tutaj na tak wspaniałych ludzi.  Około 23 prosiak był gotowy i wszyscy z apetytem go zajadali.