Dzień pięćset trzydziesty trzeci – 09. 03.2020
W nocy obudził mnie ogromny harmider. Okazało się, że to spory pies wywrócił kubeł ze śmieciami z dużą ilością pustych butelek po piwie ale szczęście jednak, że to tylko zwierzę a nie człowiek, złoczyńca, który chciał coś zmajstrować przy samochodzie. Reszta nocy upłynęła w miarę spokojnie i pomimo ponownie 27 stopni w samochodzie nie budziliśmy się zbyt często. Poranne odgłosy budzącego się pobliskiego hotelu wypędziły z nas resztki snu. Zabraliśmy się za śniadanie. Tym razem na wypasie, jajecznica na boczku, świeża bagietka z pobliskiego sklepu Exito, a na koniec kawa cappuccino. Według naszego sposobu i przepisu. Około 10.00 pojechaliśmy w kierunku Santa Marta, najstarszego miasta w Kolumbii. Chcieliśmy po drodze zajechać na pobliską urokliwą plażę, aby sprawdzić, czy można tam zostać na noc…
Wybrzeże w tym miejscu zrobiło się jednak mocno skaliste i 200-300 metrowe wzniesienia są na styku oceanu. W dwóch trzecich drogi okazało się, że teren jest ciężki, a droga tylko dla super rajdowych terenówek, na ostatnim odcinku zrezygnowaliśmy, widząc, że może się to skończyć źle dla naszego auta.
Zatoczka leżąca w dole, nie była nam pisana. Zawracając nad przepaścią pojechaliśmy do Santa Marta. Miasto bardzo urokliwe, dosyć duże, ze sporymi korkami. Jednak nie jest jakąś wielką aglomeracją, raczej kilkunastotysięczną miejscowością. Postaliśmy godzinę na nabrzeżu, tuż przy porcie. Wzmagający się upał nakłonił nas do ruszenia dalej.
Rozciągający się na około 30 km wzdłuż wybrzeża park Tayrona urzekł nas, co prawda zatrzymaliśmy się już na jego końcu. De facto nie wjeżdżamy do niego bo cena jest zaporowa i wynosi dwu-krotność noclegu w dobrym hotelu. Na skraju parku znajdujemy pustawą plażę z campingiem. Rozwieszamy hamak i podziwiamy zachód słońca wśród szumu fal. Za nocleg na tym campingu płacimy 40 tysięcy Peso kolumbijskich. Ale jeszcze w kilku miejscach sprawdziliśmy i nic nie wyglądało lepiej, niż miejsce w którym się ulokowaliśmy.
Powoli szykuje się nam grupa na dzielenie kontenera. Termin najprawdopodobniej 23 marca. Trochę za wcześnie, ale chyba nie będzie wyjścia, trzeba brać co jest. Na razie jest dwóch motocyklistów. Powinno być ok. Ale ciągle jesteśmy niepewni, od czasu jak to nam jeden Niemiec odpadł z grupy, też zresztą z Defenderem. Wymyślił sobie, że jednak centralna niebezpieczna i płynie z autem prosto o Stanów…
———————————–