Dzień cztery setny 28.10.2019
Do naszego upragnionego celu, czyli granicy z Ekwadorem pozostawało jeszcze sporo kilometrów, pomimo że ciągle gnaliśmy do przodu. Amazonia jest ogromna, a część Peru, po której się poruszaliśmy tylko niewielkim jej fragmentem… Teren w ciągu ostatnich setek kilometrów wypłaszczył się i gdzie nie gdzie jechaliśmy już odcinkami zupełnie płaskimi. Jednak to miało się niedługo skończyć ponieważ droga którą kierowaliśmy się w stronę granicy skręcała ponownie lekko na zachód w kierunku Andów.
Dziś mamy pewien okrągły jubileusz. Mija nam 400 dni od wyjazdu z Gdyni pewnego wrześniowego poranka 🙂 Jednak całkowicie tego nie pamiętamy w tej chwili i dopiero po kilku dniach dociera do nas ten fakt… Z perspektywy czasu widać, jak dużo już za nami drogi. Jak wiele kilometrów przejechaliśmy, ile przygód i osób spotkaliśmy na swojej drodze. Jednak to jeszcze nie koniec. Mamy plan na kolejne miesiące…
Dużą miejscowość Tarapoto mijamy tylko tranzytem. Nawet do niej nie wjeżdżamy. Skręcamy w lewo na rondzie tuż przed miastem i wielkim łukiem po obwodnicy wyjeżdżamy za aglomeracją, która wydaje się całkiem spora…
Na nocleg zjeżdżamy trochę wcześniej, bo granica jest już w zasięgu jednego dnia jazdy. Znajdujemy sporą lagunę, niedaleko miejscowości Pomacochas. Zjazd do niej jest bardzo stromy i przydaje się nam napęd na cztery koła, które i tak ślizgają się na gliniastej nawierzchni. Płacimy 10 Soli (11 PLN), za możliwość zostania na noc za ogrodzeniem. Mamy do dyspozycji łazienkę i wodę z węża. Pomimo całodziennego upału wieczór jest rześki. To zasługa wysokości, ponieważ ponownie wspięliśmy się na około 2200 m n.p.m
—————————