109 dzień wyprawy
Ludzie nie doceniają codziennych rzeczy i prozaicznych przedmiotów jakie posiadają w domu. Dopiero kiedy człowiek utraci możliwość korzystania z dobrodziejstw cywilizacji, docenia je bardziej Zauważa je mocniej. Dzisiejszy poranek po raz kolejny uzmysłowił nam, że prozaiczne lóżko, łazienka, nieograniczona woda w kranie, są mało docenianymi rzeczami w życiu. Dlatego pierwszy raz od ponad 2 miesięcy cieszymy się z możliwości korzystania z tych udogodnień
Dopełnieniem harmonii idealnego poranka jest zaserwowane przez naszego gospodarza śniadanie w postaci kawy, pancacesów i jajecznicy.


Icefields Parkway Road
Jeden dzień przerwy od podróżniczego życia dobrze nam zrobił. Trzykrotnie wykąpani, najedzeni i wyspani wyruszamy z Calgary. Pogoda słoneczna. Kierujemy się w kierunku Jasper National Park. Po kilkudziesięciu kilometrach mijamy granice paru i wjeżdżamy na przepiękną , widowiskową drogę z mnóstwem lodowców, gór, jezior, rzek. To Icefields Parkway Road.

Odrobiny dziegciu do tego dnia dokłada nam mało sprzyjająca aura. Jest mocno mgliście, deszczowo i chłodno. Jednak nawet w tych okolicznościach góry pokazują swoje piękne oblicze. Jednym z ciekawszych przystanków na naszej drodze dzisiejszej, ponad 200 kilometrowej, jest lodowiec Athabasca. Pomimo zacinającego deszczu i silnego wiatru i temperatury bliskiej 5 C postanawiamy zobaczyć lodowiec z bliska. Ubieramy się ciepło i idziemy jak najbliżej tego cudu natury.. Przez ostatnie 100 lat lodowiec skurczył się niesamowicie. Jednak nawet teraz stojąc na punkcie widokowym widać jego imponujący rozmiar. Podziwiamy jakis czas jego piękno, następnie wracamy do przytulnego i ciepłego wnętrza Defendera. Podobnie jak w Stanach Zjednoczonych noclegi wewnątrz parków są zakazane (na dziko, bo campingi i hotele są) dlatego wyjeżdżamy z parku i kilkaset metrów za bramą znajdujemy leśną przecinkę z kilkoma stanowiskami do campingowania za darmo. Jest to jednak już duło dalej za Jasper.. Po pokonaniu prawie 500 km drogi dzisiaj, padamy na twarz, jesteśmy zmęczeni bardzo i w leśnej ciszy zasypiamy spokojnie.



Co prawda jeszcze wcześniej jemy kolacjo- obiad… jakoś tak nie było wcześniej czasu by to zrobić, w trakcie jazdy uzsmażylismy małe tortille z serem, ale to za mało. Na późną kolację zatem jemy pure ziemniaczane z paczki a do tego Głowna kucharka zaserwowała puszkę groszku z marchewką… cóż… na wypasie.. na deser dokańczamy film, w akompaniamencie chrupiących ciastek.
16.06.2023