Argentyna – Villa Gesell – sto czterdziesty trzeci, czwarty i piąty dzień wyprawy

Jak ten czas leci. Już pierwszy maja. Dziś znowu pieczemy chleb.Młody zakwas, więc chleb nie wyrósł tak jak trzeba, co nie zmienia faktu, że jego smak jest wyśmienity. Piękny, ciemny, smakowity chlebek z ziarnami słonecznika, siemienia lnianego i co ważne: quinoa. Wikipedia mówi, że to komosa ryżowa, rośnie tylko w Ameryce Południowej. Gdzieś tam w Polsce, w okolicach Gubina ją widziano (znaleziono), ale generalnie nie występuje w Polsce. Jest zaklasyfikowana jako efemerofit, czyli gatunek, który został przywieziony, sprowadzony przypadkiem , na przykład z jakimś innym ziarnem sprowadzanym.  Quinoa była podstawowym pożywieniem Inków, później Hiszpanie przywieźli pszenicę i jęczmień, która trochę quinoa wyparła. Quinoa podobno jest bardzo, bardzo zdrowa i ma wszelkie potrzebne człowiekowi minerały. No to będziemy jeszcze zdrowsi  po tej wizycie w Villa Gesell, że nie wiem – zdrowy chlebek z ziarnami, swój twarożek i prawdziwy kefir, poranne bieganie i inne ciekawe zajęcia…

Wczoraj wieczorem pojechaliśmy do centrum Villa Gesell, kupić lody. We wtorki, środy i czwartki w jednej z najlepszych lodziarni w mieście, jest promocja: dwa kilo lodów można  kupić po 167 peso, gdzie normalnie kilogram kosztuje 130 peso. Takiej okazji nie możemy przepuścić! Kupujemy dwa kilo lodów, w specjalnych styropianowych pojemnikach (na wynos) i jedziemy do domu. Co najważniejsze w każdej lodziarni jest co najmniej 20 smaków lodów. My wybieramy tradycyjnie: mój mąż czekoladowe, a ja owocowe i dulce de leche con merenga (czyli takie słodkie, karmelowe z kawałkami bezy). Cudo. Wracamy do domu i objadamy się. Nie mamy małych pucharków na lody, to jemy w większych miseczkach, ledwie się opierając, by nie zjeść co najmniej pół kilo na raz. Na szczęście próba charakteru okazuje się zwycięska. Mamy co jeść jeszcze jutro i może pojutrze…

Dziś leje od samego rana i nie zapowiada się, żeby wyszło słońce zza chmur. Mieliśmy 3 dni względnie ładnej pogody, a teraz znowu się pogorszyło. Na szczęście zdążyliśmy zrobić zakupy wczoraj wieczorem. Najciekawsze jest kupowanie warzyw i owoców. W Polsce jesteśmy już przyzwyczajeni do owoców trochę jakby sztucznych, napędzanych chemicznie, dzięki temu wszystkie marchewki są równe i kształtne. Ale tutaj nie, tu wszystko jest nieco powykręcane, nie przebierane, pomidory na przykład – bardzo trudno znaleźć pomidora bez skazy. My nauczeni, ze pomidor jest każdy taki sam, równitki, czeroniutki. Tutaj – nic z tego. Trzeba się dobrze nawybierać. Szczypiorek i pietruszkę zieloną kupujemy na wagę…. Pomijamy już milczeniem to, ze nie ma w sprzedaży korzenia selera czy pietruchy.