Chile – Dzień 162

Dzień sto sześćdziesiąty drugi 04.03.2019

Dziś dojeżdżamy do Tirua. To niewielkie miasteczko położone nad oceanem. Niewiele w nim jest, oprócz drewnianych domów, kilkunastu sklepów, stacji benzynowej i urokliwej plaży nad oceanem, przedzielonej wejściem do portu rybackiego.

chile (13)

Wcześniej przejeżdżamy jeszcze przez Puerto Saavedra. A tam raj. Co prawda nie ma ceviche (jest, ale w restauracji, dwa razy drożej), ale za to są truskawki, bób, świeże ogórki i bazylia.

chile (10)

U lokalnych kobiet ze wsi kupujemy też chleb. No, coś na smak chleba, bo kształtem przypomina taki podpłomyk okrągły, ale smakuje jak chleb. Bardzo dobry, tylko trochę cienki. Ale z tutejszym serem – wyśmienity. Jest plan na jedzenie dzisiaj. Najpierw owoce, potem gotujemy bób, a później ziemniaki znowu z sosem ogórkowo czosnkowym.  W Tirua, gdzie nocujemy jest całkiem przyzwoicie. Na stacji nabieramy wody, także możemy wiele zrobić… Nawet się umyć… (nie, no z tym to już przesada… nie można się umyć na plaży, jak jest zimno…), połowicznie…