Dzień sto sześćdziesiąty pierwszy 03.03.2019
Noc spędzamy na wybrzeżu, z widokiem na bezludną wyspę pingwinów. Rano po prostu śniadanie, później pakujemy się i wyjeżdżamy. Lekki deszczyk towarzyszy nam, Uedy po ostrych zakrętach w górę a później w dół, przebijamy się do maleńkiej miejscowości uczepionej góry, o wdzięcznej nazwie Mississippi.
Zajeżdżamy jeszcze na targ rybny do Mahuin, gdzie kupuję ceviche (oczywiście) i jedziemy dalej wzdłuż wybrzeża cały czas piękny, choć lekko przymglony widok na ocean. Tuż przy jeziorze Budi, stajemy na wydmach z widokiem na ocean. Jemy i odpoczywamy. Niedziela. Czas na relaks. Podobno widok na ocean uspokaja. Nie ma to jak wielkie, naprawdę wielkie fale, które na całej długości brzegu, jak okiem sięgnąć po prawej i po lewej przybijają z wielkim łoskotem do brzegu. Śpimy na wydmach, słysząc ocean.