Chile – sto czwarty wyprawy

Wyspani wyruszamy dziś do Santiago. Rano w Vina del mar jest niewielki chłodek. Niebo przykrywa warstwa chmur, nie widać słońca. Nie ma więcej niż 12 stopni. Pakujemy się i jedziemy. Przejeżdżamy przez miasto, jeszcze raz podziwiając jego niezwykłe, strome położenie.

Po kilkunastu kilometrach za miastem, zaczęliśmy zastanawiać się, czy nie wyciągać podpinek. Podczas jazdy przewiewało nas zimnym powietrzem. Wśród gór była gęsta mgła, która kropelkami osadzała się na kasku. Dojechaliśmy do Casablanki, gdzie musieliśmy zatankować benzynę i w ciągu kilku minut niebo mocno przejaśniało, wyszło słońce i zrobiło się ciepło. Zbliżając się do Santiago, poczuliśmy wyraźne ocieplenie.

Pogoda w Santiago, sprawdzana w Internecie, miała szansę się sprawdzić. 30 stopni C było w naszym zasięgu.

Niestety znowu płacimy za autostrady, niektóre dosyć drogie, bo przejeżdżamy przez dwa dosyć duże tunele wydrążone w skałach. Sprawnie prowadzeni nawigacją, która czasem jednak płata nam figle, bezbłędnie dojeżdżamy do informacji turystycznej.

Stolica Chile jest największym miastem w tym kraju. Ma ponad 2 miliony mieszkańców i naprawdę jest tłok na ulicach.  Wczoraj znaleźliśmy parę namiarów na niedrogie hotele, a dziś potwierdziliśmy w informacji. TO znaczy chcieliśmy potwierdzić w informacji turystycznej, ale niestety, w niedzielę biuro informacji zamknięte. Turyści nie powinni do Santiago przyjeżdżać w niedzielę, albo przynajmniej nie powinni oczekiwać otwartej informacji turystycznej. Udało nam się jednak znaleźć przyzwoity hotel i mogliśmy iść zwiedzać miasto.

SONY DSC

Santiago leży na 500 m n.p.m. Dookoła miasta wysokie góry. Generalnie trzeba się dobrze przyjrzeć, żeby zobaczyć ośnieżone szczyty, ale są. Zasłania je smog, albo jest słaba przejrzystość powietrza. Generalnie jednak jak najbardziej, Santiago leży w dolinie, otoczonej Andami.

Jednym z ciekawszych miejsc w mieście, którego nie mogliśmy pominąć, jest wzgórze San Christobal. Spacerem od hotelu dotarliśmy tam w 20 minut, a następnie zafundowaliśmy sobie wjazd na szczyt, nad którym górowała statua Marii Niepokalanego Poczęcia. Kolejka wiodąca nas do góry, została zbudowana na początku XX wieku, dwa wagoniki, mijające się w połowie wzgórza, wspinają się do góry po szynach, pod niewiarygodnie ostrym kątem. Po wjeździe na szczyt nasz GPS wskazał 822 m n.p.m. Z naszych obliczeń wynika, ze kolejka wwozi turystów 300 metrów wyżej. Pomimo smogu wiszącego nad miastem, panorama była wyraźna, piękna i spektakularna. Pomimo, że góry były nieco zamglone, widok był imponujący.

SONY DSC

Samo miasto jest dosyć rozległe, gdy zjechaliśmy ze szczytu San Christobal, poszliśmy na spacer do centrum, niestety musieliśmy się trochę obejść smakiem, ponieważ dwa najważniejsze place w mieście są w remoncie. Pozastawiane wielkimi, drewnianymi płytami, niewiele widać. Udaje nam się zobaczyć zabytkową katedrę, na Plaza de Armas, wiekowy budynek poczty, kilka innych budynków, w klimacie Art deco. W mieście dużo bezdomnych.

Wzdłuż rzeki która płynie przez miasto, ciągnie się zielony park, pełen drzew, krzewów, pomników i zadbanych trawników. Młodzi Chilijczycy rozkładają kocyki i leżą na trawie. Jest ciepło, gorąco, w końcu jest prawie 30 stopni. Niestety, nasz budżet ledwie wytrzymuje wizytę w stolicy Chile. Jutro przemieszczamy się dalej, na północ. Atacama czeka… czy co tam…