Przez Atlantyk – dzień 14

Dzień czternasty – 07.10.2018

Ranek obudził nas piękną pogodą. Co prawda widać ją dopiero wówczas jak wyjdziemy z kabiny, bo przecież nie mamy okna, czym się trochę napawamy rano, bo dzienne światło nas nie budzi. Ale jak wyszliśmy na pokład, tuż przed śniadaniem mogliśmy zobaczyć, jak wstaje piękne słońce.

Śniadanie, już wiemy, to rytuał, albo jajka sadzone albo jajecznica. Wszystko jest przygotowywane trochę wcześniej, wiec jak 7:30 zjawiamy się w mesie, to jajecznica jest powiedzmy lekko chłodna. Niemcy i Szwajcarzy mają na to sposób, odgrzewają wszystko w mikrofali. Jak się już wkrótce okaże, wszyscy będziemy odgrzewać jedzenie w mikrofali, bo trudno będzie albo zdążyć na ciepły posiłek, albo generalnie będzie on postawiony już nieco chłodny. Na śniadanie oprócz jajek jest zawsze chleb tostowy, niestety to już raczej się nie zmieni, także co ranek przygotowujemy chrupiące tosty i cała mesa pachnie zapachem świeżo przypieczonym białym pieczywem tostowym. Zwykle jest jeszcze jakiś ser Philadelphia, pleśniowy i  żółty. Do tego kawa, herbata, ogólnodostępna cały dzień.

IMAG7657

Po śniadaniu próbujemy wdrożyć się do rytmu życia na statku. Ustalam sobie ramowy program – rano ćwiczenia, potem prysznic, potem lunch, potem sjesta, potem ćwiczenia i kolacja. Wszystko w miarę poukładane. Ćwiczenia dotyczą oczywiście różnych aktywności: fizycznej, muzycznej i edukacyjnej (językowej). Krzysztof w tym czasie namiętnie czyści swój komputer – usuwa niepotrzebne pliki i foldery. Zajmuje mu to cały dzień…

IMG_6395

Po lunchu pierwsze oficjalne spotkanie z Markiem, przepraszam, z kapitanem. W przeciwieństwie do poprzednich kapitanów z jakimi podróżowaliśmy przez Atlantyk jest to najlepszy kapitan, otwarty, sympatyczny, uśmiechnięty  bez jakiegoś takiego kapitańskiego nadęcia. I nie jest to tylko nasza opinia, ale również pozostałych pasażerów. Sprawie i szybko wyjaśnia nam zasady funkcjonowania pasażerów na statku. Jak korzystać z toalety (gdzie mamy vacum system), kiedy jest czas posiłków, kiedy korzystać z siłowni (tak, jest tam podział godzin, dla pasażerów przypadł ranek…), o tym że będzie chrzest na równiku (tym razem nie dla nas), że możemy w Brazylii wyjść na ląd, ale nie na długo… W spotkaniu uczestniczy też pierwszy oficer, Sergiej.

Niestety, dużo wskazuje na to, że może być problem z wyjściem na ląd w Rio de Janeiro. Będziemy tam tylko sześć godzin, to trochę za mało, żeby się ogarnąć w porcie, albo choćby pojechać i zobaczyć osławioną wielką rzeźbę Redemptora. Ale do Brazylii jeszcze daleko i wszystko się może zmienić…