127 dzień wyprawy
Wyszukana wczoraj miejscówka na nocleg, pomimo pewnych ontrowersji okazała się całkiem spokojnym i bezkomorowym miejscem. Komary zniknęły, temperatura spadła. Obawy o niezachodzące słońce rozwiały się jak tylko przyszła odpowiednia pora, a także wraz z nadciągającymi chmurami. Poranek bowiem i pół nocy upłynął nam w deszczu, także wszystko było ok. Nawet wieczorne muszki, które latały obok samochodu zniknęły bezpowrotnie. Dodatkowym atutem zachmurzonego nieba (chłodniejszej nocy) był długi i spokojny sen. Spaliśmy prawie do 9.00.
Ponieważ nie było komarów spokojnie wypiliśmy poranną kawę i zjedliśmy proste, podróżniczze śniadanie (płatki kukurydziane + owsiane na mleku), ruszamy w kierunku Alaski. Do granicy mamy około 60 km. Droga przebiega graniami, pomiędzy szczytami wzgórz. Widoki są przepiękne.
Sama granica i jej przekroczenie przebiega nadzwyczaj sprawnie. Podjeżdżamy do samotnych , niewielkich budynków na przełęczy, celnik wychodzi z budki, bierze paszporty. Pada tylko jedno pytanie, gdzie jedziemy. Mówimy więc, że na Alaskę. I tyle. Oficer mówi, że dziękuje i jedziemy.
Zabawnym elementem, jest kartka z napisem: tak, my tu mieszkamy, tak, tu jest fajnie.
Dla nas to zabawne, bo pamiętamy to jeszcze ze schroniska, wszystkie te irytujące pytania…
Tuż za granicą unaoczniamy nasz przyjazd na Alaskę. Robimy pamiątkowe zdjęcia przy charakterystycznej tablicy z nazwą tego stanu. Sesja fotograficzna przedłuża się, musimy w końcu uwiecznić, ten historyczny dla nas moment.
Cofamy również czas o jedną godzinę. Jesteśmy znowu rochę dalej na achód. Będzie to najdalsza strefa czasowa w jakiej będziemy się poruszać w tej wyprawie. Chyba że Hawaje…..
Kilkadziesiąt kilometrów dalej zatrzymujemy się w niewielkiej osadzie która powstała dla poszukiwaczy złota – Chicken. Mieszkali tu od 1890 roku pierwsi eksplorerzy tych ziem. Obecnie to typowo turystyczne miejsce, poniekąd ładne, ale wymagające grubego portfela na pamiątki. I nie tylko . Hamburger z salmona 29 USd…
Jest i bardzo klimatyczny bar…
Poznajemy bardzo sympatyczną Argentynkę, rezydującą od 20 lat w Texasie. Super, jest znowu móc porozmawiać po hiszpańsku. Lepiej nam to ciągle idzie, niż po angielsku, z mieszkańcami tych terenów…
Korzystając z zaskakującego faktu braku komarów, gotujemy posiłek na zewnątrz, ciesząc się widokami otaczających nas gór.
W ogóle to super widokowa droga. Same góry, droga wiedzie granią, ale ze dużo asfaltowych kawałków, chociaż mocno nadszarpnięty przez działanie natury. Dużo dziur, pofałdowań powierzchni.
Widoki są super. Czujemy się dobrze, nareszcie trochę wyspani i wypoczęci.
04.07.2023