775. W małym meksykańskim sklepie

775 dzień wyprawy

W jednym z małych meksykańskich sklepików, gdzie zapach świeżych tortilli miesza się z aromatem słodkich buñuelos i rozmowami sąsiadów, uwagę klientów przykuwa coś wyjątkowego — na ścianie, tuż nad ladą, wisi zdjęcie młodego mężczyzy. Ubrany w koszulę , patrzy prosto w obiektyw z lekkim uśmiechem. To zmarły syn właściciela.

Są kwiaty, jest świeca. I fotografia. Jakby mężczyzna wciąż był częścią codziennego życia, obecny przy każdej sprzedaży paczki ryżu, każdej rozmowie z klientem.

Dla mieszkańców tej dzielnicy to nic dziwnego. Dla właściciela to coś więcej niż zdjęcie — to codzienny akt miłości, pamięci i obecności. W meksykańskiej kulturze, głęboko zakorzenionej w kulcie przodków, zmarli nie znikają. Trwają przy żywych: w opowieściach, świętach, na ołtarzykach (ofrendas), a czasem właśnie – na sklepowej ścianie.

Jednak z europejskiej perspektywy takie rozwiązanie może budzić zdziwienie, a nawet dyskomfort. Dlaczego?

W wielu krajach Europy śmierć została w dużej mierze „przeniesiona” do instytucji — szpitali, zakładów pogrzebowych, cmentarzy. Zmarli mają swoje miejsce i czas — a nie jest nim zwykle codzienna przestrzeń handlowa czy domowa. Uważa się, że trzeba „iść dalej”, „pogodzić się” i „zostawić przeszłość za sobą”. Otwarte celebrowanie pamięci o zmarłym może być odbierane jako coś zbyt emocjonalnego, nieprofesjonalnego, a nawet niepokojącego.

Różnice te sięgają głęboko w filozofię życia i śmierci. W Meksyku, zwłaszcza w kontekście Día de los Muertos, zmarli nie są tabu. Są zapraszani do stołu, wspominani ze śmiechem, a ich zdjęcia ozdabiają nie tylko domy, ale i sklepy, szkoły, urzędy.

W Europie śmierć bywa tematem, którego się unika. Przestrzeń publiczna ma być „neutralna”, nieobciążona emocjonalnie. A jednak właśnie ta emocjonalność, ta obecność chłopca na ścianie, czyni meksykański sklep bardziej ludzkim.

Być może zamiast się dziwić, warto zapytać: czy naprawdę tak wiele różni nas w potrzebie pamiętania? Czy obraz ukochanego syna, który odszedł, nie ma prawa wisieć tam, gdzie każdego dnia toczy się życie?

Właściciel sklepu w Meksyku nie pytał o zgodę świata. Po prostu zrobił miejsce dla swojego syna — na ścianie, w sercu, w codzienności. I to jest piękne. a dla mnie jednak trochę dziwnie…

12.04.2025