Chile – Dzień 116

Dzień sto szesnasty 17.01.2019

Dobrze, że przypomnienie w telefonie melduje mi, że dziś urodziny Joanny. Wysyłam życzenia via Whats’up. Ranek piękny Patagonia Chilijska zachwyca i nie chce przestać jest tak pieknie, że niczego wiecej do szczęścia nie potrzeba. No, może okularów. Ale po kolei…

Wstalismy rano i przemieściliśmy się trochę pod mostek przy rzece. Tam gdzie zatrzymaliśmy się wczoraj wieczorem na noc, tuż przy drodze, niezbyt ciekawie jeść śniadanie. Pod mostem spotykamy Annę. Krzysiek już wcześniej korespondował z nią, razem z Olką Trzaskowską przerzuciła sobie motocykl do Valparaiso i odłączyła się od grupy, samotnie podążając na południe Chile. Przypadkiem udało nam się spotkać. Co prawda wysłała nam koordynaty, gdzie jest, ale nie odczytaliśmy tej wiadomości.

Spędzamy fajną godzinę razem, po czym każde z nas jedzie w swoją stronę, obiecując sobie, ze jeszcze na Caratera Austral musimy się spotkać. Ale wieczorem..

1

Ruszamy dalej. Mniej więcej po 20 kilometrach Krzysztof zorientował się że nie ma okularów. Bez nich jest całkiem ślepy, jeśli chodzi o czytanie… Przeszukujemy cały samochód. Nie ma. Wracamy ponad 20 kilometrów (a nawet chyba wyszlo ze 30, ale nawet już nie liczymy…) na miejsce w którym staliśmy wcześniej. Nie ma. Przeszukaliśmy cały parking, wydeptaną trawę, tam gdzie mogłyby spaść. Niestety. Nie ma. To smutne, straszne, irytujące. Co robić? Musimy jechać do najbliższego miasta, gdzie jest optyk (około 250 km) i zrobić załatwić nowe okulary. No zobaczymy jak to pójdzie. Na razie jedziemy dalej, niewiele mówiąc, bo irytacja duża.

2

Kolejno dojeżdżamy do La Junta, Puyuhuapi, mijamy przepiękny Park Queulat i dojeżdżamy na brzeg jeziora gdzie spędzamy wieczór i później noc.

5