Dzień dziś wyjazdowo – relaksacyjno – pracowity. Rano o 10.00 jak zwykle basen, potem pojechaliśmy na małe zakupy, koniecznie na plac adopcyjny do Santa Marta, żeby wygłaskać koty. Nie wiem jak to robią, ale sterylizacja to tu chyba kompletnie obce pojęcie. Za każdym razem jest pełno nowych młodych (małych) kotów, a dziś to już przegięcie, bo ktoś przyniósł miskę z kotką i parodniowymi kociętami. Jeszcze ślepe. Leży wiec ta kotka w tej misce. Obok niej z pięć, sześć małych. Szok.
Potem pojechaliśmy na małe zakupy do Bella Vista, dużego marketu a także, co ważniejsze do Home Center, czyli tutejszego OBI, czy Castoramy. Kupiliśmy folię do pakowania i gruby pas. Tak. Folię do pakowania. Już czas…
Na koniec jedziemy do centrum historycznego Santa Marta, kupujemy wreszcie kapelusz skórzany, nad którym długo się zastanawialiśmy i wstępujemy do Juan Valdez na kawę mrożoną.
Dobry dzień . Wieczorem trochę nas agent spedytor morski zdenerwował, bo powiedział że koniecznie musimy załatwić pozwolenie na auto, a my przecież dostaliśmy odpowiedź z DIAN (urzędu celnego Kolumbii), że w dalszym ciągu wszystko jest zawieszone.. Co robić? Co robić?
Próbujemy jeszcze załatwić SOAT, czyli obowiązkowe ubezpieczenie, ale oczywiście to też nie jest proste… W dobie korona-wirusa nic nie jest proste. nie da się i koniec. Nikt auta obcokrajowców nie chce ubezpieczyć, a jeśli już to na rok. co??? Ręce opadają.
Dzień siedemset sześćdziesiąty siódmy – 29.10.2020
———————