Dziś nasz pierwszy dzień w Paragwaju. I pierwszy dzień podróży na motocyklach we troje. Jedziemy z ojcem Marianem oglądać redukcje Jezuickie. Granice przechodzimy w miarę sprawnie. Kolejka jest co prawda spora, ale motocykle przejeżdżają bokiem do oddzielnego okienka. Posadas z Encarnacion w Paragwaju łączy most na rzece Parana.
Przy odprawie Paragwajskiej widzimy różnice w procedurach, a raczej w rozbudowanej biurokracji. Kilka osób w pokoju gdzie czekamy na wypisanie czasowego zezwolenia wjazdu motocykli, a tylko jedna zajmuje się nami, reszta ogląda relację z meczu.
Wczoraj zaczęły się mistrzostwa świata w piłce nożnej i wszyscy tym się emocjonują. Po prawie godzinie możemy jechać dalej. W mieście mamy jeszcze w miarę prosto, bo w naszej nawigacji mamy plan Encarnacion, ale dalej czarna dziura. Oprogramowania do Paragwaju nie udało mi się nigdzie znaleźć w Internecie. Jedziemy więc trochę na orientację. Kierujemy się drogą numer 6 na Ciudad del Este i po około 45 km dojeżdżamy do Trynidad.
Kupujemy bilety po 25000 Guarani. Motocykle zostają na parkingu, a kurtki i kaski w recepcji. Układ redukcji jest podobny do San Ignacio. Na centralnym miejscu jest duży plac, a z lewej strony pozostałości ogromnego kościoła. Mury zachowały się w nad wyraz dobrym stanie. W niektórych miejscach widać jeszcze bogate rzeźbienia kolumn i łuków na sklepieniach.
Pomimo kilkuset lat niszczycielskiego działania wody całość wygląda imponująco. Robimy pamiątkowe fotki i jedziemy kilkanaście kilometrów dalej do Jesus de Tavernague. Dojazdu do poszczególnych miejsc nie sposób przegapić, są oznaczone ładnymi tablicami „droga Jezuicka”. To kolejny kompleks gdzie byli Jezuici. Ten obiekt jest trochę mniejszy od poprzednich, ale za to lepiej zachowany. Do środka wchodzimy na tym samym bilecie co do poprzedniej redukcji. Cena obejmuje wejście do trzech zabytków. Tym razem w środku znajdujemy w centralnym miejscu ogromne pozostałości po kościele. Wysokie ściany kryją w swoim wnętrzu dwa rzędy kolumn, a całość ma około 100m długości. Obchodzimy całość dookoła, a ojciec Marian opowiada nam różne sprawy z historii zakonu Jezuitów.
Po odwiedzeniu w dniu dzisiejszym dwóch redukcji, nadszedł czas na przejazd do Fram. To miejsce w Paragwaju zajmuje szczególna pozycję na naszej drodze. Jeszcze w Buenos Aires dowiedzieliśmy się, że właśnie tu dotarła rodzina Gracieli zaraz po tym jak przypłynęła z Gdyni do Ameryki Południowej.
Pokonujemy około 30 km przy dosyć silnym wietrze i dojeżdżamy do Fram. Fram jest niewielką miejscowością niedaleko Encarnacion, jakieś 30 km od granicy. Pierwsze swoje kroki kierujemy na miejscowy cmentarz, a na stacji benzynowej, gdzie zasięgaliśmy informacji otrzymujemy cenne informacje, że żyją tu potomkowie osób z „naszej listy” – pasażerów MS Chrobry. Cmentarza w Argentynie są ciekawe. W większości są to wysokie, na ponad dwa metry ozdobne budowle, w których trzymane są trumny.
Część cmentarza jest także „tradycyjna” w naszym rozumieniu, czyli są normalnej, „polskiej” wysokości pomniki. Odnajdujemy osobę, która wygląda na kościelnego. Podpytujemy o osoby, które ewentualnie mogą mieć swój grób na tym cmentarzu. Już po chwili odejmuje nam mowę. Znajdujemy dwa groby: pierwszy – Stefana Antonowicza, który przypłynął na Chrobrym, a z którego wnuczką i synem rozmawialiśmy w Buenos Aires. Drugi grób jest Aleksandry Szust – kobiety, która przypłynęła tu z całą rodziną na „naszym” statku. Pół cmentarza to polskie i ukraińskie nazwiska. To niesamowite uczucie. W dalekim Paragwaju ewidentna kolonia polskich osadników. Znajdujemy jeszcze wiele podobnie brzmiących nazwisk z listy. Dużo z nich zostało zmienionych by łatwiej były wymawialne po hiszpańsku.
Po wizycie na cmentarzu jedziemy do Antonowiczów. Spotkany tubylec wskazał nam drogę do ich domu. Po kilku próbach trafiamy wreszcie do Bazylego Antonowicza, jednego z czterech synów Stefana. Zostajemy ugoszczeni kawą i domowym serem, swojską kiełbasą. Siedzimy przed jego domem, razem z jego żóną i rozmawiamy o dziejach emigracyjnych rodziny Antonowicz. Słuchamy opowieści o jednym z pasażerów MS Chrobry i już wiemy, że nasza podróż osiąga cel. Mamy dużo materiałów, by móc stworzyć z tego reportaż.
Obok w kolejnym domu, mieszka polska rodzina, która pięknie mówi po polsku, zwłaszcza starsze pokolenie.
Niestety, nie mamy za wiele czasu, bo przyjechaliśmy tutaj na motocyklach, w dodatku z pasażerem (księdzem Marianem), a zaczęło się ściemniać. Nie możemy zostać tak długo jak byśmy chcieli. Wracamy do Posadas, przekraczamy znowu granicę, chwile to trwa. W telewizji zakończył się właśnie mecz inauguracyjny Brazylia – Chorwacja. Ameryka Południowa górą …
Przyszła pani celniczka, wypisuje nam pozwolenia na wjazd motocyklami. Pierwsze pytanie – gdzie jest ubezpieczenie. Na szczęście mamy polskie dokumenty i polskie ubezpieczenie OC. Tyle. Musi to wystarczyć.