Przez Atlantyk – trzydziesty czwarty dzień wyprawy

Poranek przyniósł nam kolejną niespodziankę podczas tej podróży. Tak optymistycznie zaczęte wczoraj wchodzenie do portu okazało się płonną nadzieją. Prędkość statku mocno spadła w porównaniu z ostatnimi dniami. Przed śniadaniem okazało się, że pokonaliśmy około połowy drogi do Zarate. Następnym zaskoczeniem dla nas był kolejny postój przed Buenos Aires. Od załogi nie udało się nam jak dotychczas uzyskać informacji ile tym razem postoimy (bo sami nie wiedzą), oraz czym ten postój jest spowodowany. Widzieliśmy tylko łódź odbierającą portowego pilota, który wracał na ląd. Rozmawiając między pasażerami przypuszczamy, że czekamy na kolejnego pilota operującego na kolejnym odcinku Rio de la Plata.

Nastroje wśród nas wszystkich panują różne. Właściwie nikomu się nigdzie nie śpieszy, tak więc specjalnych powodów do zdenerwowania, nie mamy. Jednak jakoś tak daje się zauważyć lekkie podekscytowanie i swoistą niecierpliwość w oczekiwaniu na upragnione zejście na ląd. Co prawda jedynie Daniel może mieć nieodpartą chęć szybszego zejścia ze statku, na niego oczekuje już dziewczyna (kobieta!), która przyleciała z Europy.

My zdajemy sobie sprawę, że nie mamy wpływu na długość podróży, więc dzielnie w spokoju ( a nawet zrelaksowani) przyglądamy się wybrzeżu i statkom na redzie…

Woda wokół statku ma kolor brązowy. Pływa na jej powierzchni dużo jakichś roślin. W ujściu rzeki, na którym teraz się znajdujemy, jest ogromna ilość osadów które przemieszczają się wraz z jej prądem.  Po kilku godzinach bezruchu przez statek ponownie zaczynają przechodzić wibracje. Silniki kierunkowe na rufie, mącąc wodę jeszcze bardziej,  powoli obracają nas we właściwym kierunku. Powoli nabieramy prędkości, by po kilkunastu minutach przyspieszyć do 24 km/h. Jest szansa, że w nocy wpłyniemy w końcu do Zarate.

Przed i po kolacji jesteśmy zajęci obserwowaniem mijanych przez nas statków. W miarę zbliżania się do zwężenia estuarium Rio de la Platy widzimy coraz wyraźniej wieżowce Buenos Aires. Niebo jest bezchmurne a zachodzące akurat nad miastem czerwieniejące coraz bardziej słońce tworzy niesamowitą panoramę. Stoimy i obserwujemy ten urzekający pokaz natury. Kiedy wpływamy w jedną z odnóg rzeki Parana, ściemnia się coraz bardziej, a tor wodny robi się bardzo wąski. Kamieniste brzegi są zaledwie kilkadziesiąt metrów od kolosa, którym płyniemy. My wracamy do kabiny, odpocząć po długim dniu. I przygotować się w końcu, miejmy nadzieję, na zejście na ląd jutro…